Poszetka Worldwide
Hey there! We noticed that you want to access the Polish version of our store. Note that worldwide shipping is unavailable on the Polish version of the website. For purchases from abroad, you can only do it through the English website, which offers the following benefits.
- Free shippingacross the EU for orders over 80€, and to the UK, Switzerland, and Norway for orders over 120€.
- 30 days to return the productwithout providing a reason.
- Worldwide delivery.
Nelle Dolomiti
To była największa wyprawa tego roku. Czekało nas 2000 km, 4 dni, 3 noclegi… i jakieś 20 stylizacji, które trzeba było spakować bezpiecznie do bagażnika. Cel? Lanificio Bottoli i kilka innych spraw, które mieliśmy załatwić w pobliskich Dolomitach.
Oszczędzimy Wam najdrobniejszych szczegółów z drogi, ale zostawiamy Wam poglądową mapę oraz playlistę Tomka, która towarzyszyła ekipie - w składzie Tomek, Mateusz i Grzegorz (fotograf) - przez cały ten czas!
Trasa prowadziła nas przez Polskę, Czechy - z obowiązkowym przystankiem na Kofolę! - Austrię i kawałek Włoch.
O tym, że staramy się osobiście odwiedzać naszych kooperantów i dostawców, wspominaliśmy już wielokrotnie; nawet w tym roku, tutaj, na blogu, pojawił się nasz reportaż z Donegalu i odwiedzin w tkalni Magee. Podróż “do źródeł” to przecież nie tylko forma pielęgnowania (i pogłębiania) relacji biznesowych, ale też sposób na lepsze zrozumienie surowca, z którym pracujemy. Przyroda i krajobraz mają znaczenie dla wyglądu i odbioru tkanin - nie tylko historyczne! - a okoliczności ich powstania potrafią dodać sporo magii. Zwłaszcza, gdy ma się z nimi pewne osobiste wspomnienia.
Na opowieść o samych Dolomitach - i związkach Tomka z tymi górami - jeszcze przyjdzie pora; na razie wprowadzimy Was w klimat opowieścią o punktach na naszej trasie, z których (prawie) każdy doczeka się rozwinięcia. Zapraszamy!
Najpierw obowiązki, potem przyjemności inne obowiązki - z tym motto zaplanowaliśmy wyprawę tak, żeby zacząć od tkalni, a następnie zająć się innymi rzeczami.
I tak, pierwszego dnia, na wieczór, dojechaliśmy do Vittorio Veneto - urokliwie położonej miejscowości w prowincji Treviso (tak, tej od prosecco). To miasteczko niewielkie, liczące zaledwie ok. 30 tys. mieszkańców, ale z historią sięgającą I wieku p.n.e. i czasów cesarstwa rzymskiego. Jego piękne, średniowieczne centrum, zbudowane w czasach Republiki Weneckiej, swoją architekturą jasno zdradza, w jakim państwie jesteśmy… co w tej części Włoch wcale nie jest takie oczywiste!
Obecny rozdział w jego historii rozpoczął się w 1866, gdy z połączenia Cenedy i Serravale powstało jedno miasto, nazwane Vittorio (człon Veneto oficjalnie został dodany w 1923 roku) - na cześć króla Vittorio Emanuele II, który ledwie 7 lat wcześniej rozpoczął proces zjednoczenia Włoch i w tymże 1866 przyłączył do niego terytoria należące do Wenecji.
Wśród innych ważnych wydarzeń jest też wygrana przez włoskie wojska bitwa pod Vittorio Veneto, kończąca walki I wojny światowej na froncie włoskim i przypieczętowująca rozpad Austro-Węgier…
…ale dla nas najważniejsza jest ta część historii, która nie jest związana z militariami, a z przemysłem wełnianym, który w okolicy działa od setek lat. Choć wielu kojarzy z tą branżą przede wszystkim włoską miejscowość Biella, położoną zdecydowanie dalej na zachód, w Piemoncie, to jednak i w Wenecji Euganejskiej nie mają się czego wstydzić.
Więcej na temat temat powiemy w części II naszego reportażu, poświęconej wizycie w tkalni Bottoli.
Nie obyło się jednak bez przystanków, tych widokowo-zdjęciowych! Wjeżdżaliśmy już w prawdziwe góry, byliśmy w Dolomitach; kolejne zakręty i strome podjazdy serpentynami odkrywały coraz to ciekawsze krajobrazy i szerszą perspektywę.
Podjechaliśmy też na mały rekonesans na Passo Giau - jedną z najpiękniejszych przełęczy w tej części Włoch, ze szczytem na wysokości 2236 m n.p.m.
O tej porze roku, już po sezonie letnim, a jeszcze przed sezonem narciarskim, większość schronisk pozostaje zamknięta - czekał nas zatem zjazd nieco niżej na noc. Nocleg zaplanowaliśmy w maleńskiej górskiej wiosce Palue, będącej de facto częścią Sottogudy.
Na miejscu zaskoczyły nas - pozytywnie rzecz jasna! - tradycyjne alpejskie chaty, które stanowiły większość zabudowy. Podobno Antico Borgo Palue jest jedną z najpiękniejszych wiosek we Włoszech, wyróżnianą nagrodami. Nie dziwimy się!
Sama Sottoguda, nawet w samym centro storico, to miejscowość z gatunku “wymarłych po sezonie” - na zewnątrz żadnego żywego ducha, w całym miasteczku czynna tylko jedna z kilku knajp, w godzinach całkowicie przypadkowych (na szczęście dla nas, działająca wtedy, kiedy teoretycznie nie powinna). W środku sami miejscowi; z daleka dało się rozpoznać, że nie jesteśmy stąd. Na szczęście, ze szklanką Birra Dolomiti w dłoni, jakoś wtopiliśmy się w okoliczności!
Aha, tak jeszcze gwoli kronikarskiej ścisłości dodamy - tutejsze jedzenie dalekie już jest od północnoeuropejskiego wyobrażenia o Włoszech. Królują tutaj ciężkie sosy i gulasze (często oparte o dziczyznę), masło zamiast oliwy, polenta i knedle zamiast makaronu. Właściwie jedynym sygnałem, który utwierdza was w tym, że jesteście jeszcze we Włoszech, a nie już w Austrii, jest to, że praktycznie wszędzie dostaniecie też pizzę…
Następny dzień rozpoczęliśmy od zakupów w lokalnym sklepie i przygotowania prowiantu - czekało nas dłuuuugie popołudnie, z ambitnymi planami. Pierwszy: lookbook, na Passo Giau. Drugi: hiking do Rifugio Averau.
Dokumentacji zdjęciowej - i wspomnień! - wystarczy nam jeszcze na inny raz. Wypatrujcie części III i części IV reportażu na blogu, które będą poświęcone zimowym stylizacjom, sfotografowanym w zaaranżowanym plenerowym “studio” oraz mini-wyprawie górskiej, na którą wyruszyliśmy po skończonej sesji.
Tymczasem - ostatni wieczór uczciliśmy nieco bardziej uroczystym wyjściem, na które (wreszcie) wystroiliśmy się w garnitury. Zmierzchu doczekaliśmy nad jeziorem Dobbiaco, bardzo blisko granicy z Austrią. To tu powstały ostatnie zdjęcia naszej wyprawy, cel został osiągnięty!
Tak zakończyliśmy włoski rozdział naszej wyprawy - pozostała jeszcze chwila drogi do ostatniego miejsca noclegu, już w Austrii, a następnego dnia, od rana, długi powrót do Polski.
Pozdrowienia z Dolomitów - do zobaczenia w kolejnych odcinkach!