Poszetka Worldwide
Hey there! We noticed that you want to access the Polish version of our store. Note that worldwide shipping is unavailable on the Polish version of the website. For purchases from abroad, you can only do it through the English website, which offers the following benefits.
- Free shippingacross the EU for orders over 80€, and to the UK, Switzerland, and Norway for orders over 120€.
- 30 days to return the productwithout providing a reason.
- Worldwide delivery.
Wizyta w tkalni: Magee
To już ostatnia część reportażu z naszej wizyty w Irlandii - wizyta w tkalni Magee. To stąd pochodzi wiele tkanin z naszej kolekcji FW2024, to właśnie dla nich odwiedziliśmy Donegal - i dziś chcemy Was zabrać w (zdjęciową) podróż, w której poznacie nie tylko historię, ale i tajniki procesu produkcji tkanin.
Zacznijmy od przedstawienia firmy w pigułce: rodzinny biznes, piąte pokolenie u steru, ponad 150 lat historii. To może imponować. I słusznie!
Historia Magee zaczęła się w 1866, gdy John Magee założył sklep z tkaninami - sprzedawał tweed tkany w domach, na ręcznych krosnach, przez miejscową ludność. Biznes szybko się rozwinął; już niedługo później działała tkalnia, a firma przeszła w ręce krewnego Johna, Roberta Temple. Dziś to jego wnuki i prawnuki, dalej pod tym samym nazwiskiem, zarządzają firmą - a głównodowodzącym (CEO, mówiąc korporacyjnym językiem) jest tu Patrick, którego mieliśmy okazję poznać. Pozdrawiamy!
Dziś Magee to przede wszystkim tkalnia, największa w regionie, słynąca z produkcji Donegal Tweedu, ale nie tylko; oprócz niego, tka się tutaj m.in. irlandzki len i bardziej “konwencjonalne” wełny, bez charakterystycznej kropkowanej tekstury.
Mimo to, firma kontynuuje też działalność na innych frontach i jest mocno zakorzeniona w lokalnej społeczności - w centrum Donegal Town, przy głównym placu zwanym “The Diamond” (od kształtu), ma swój sklep, w którym można kupić nawet gotową odzież (jeszcze do niedawna szytą także tutaj, w Donegal Town); do Magee można także wpaść na lunch, podawany w uroczej restauracji nad sklepem.
Dziś jednak nie będziemy rozmawiać o owocach morza (a podkreślę jeszcze raz, tutejsze są wybitne), dziś porozmawiamy o tym, jak powstają tkaniny - będzie fachowo. Gotowi?
Wszystko zaczyna się od przędzy - a jako, że Magee jest tylko tkalnią, nie przędzalnią, ta przyjeżdża z zewnątrz, od różnych dostawców.
Jeśli chodzi o Donegal Tweed, tkalnia szczyci się tym, że korzysta tylko z przędzy robionej dla nich na zamówienie, przygotowywanej przez kilka lokalnych przędzalni, według ich wytycznych - dzięki temu, identycznej tkaniny, o tym samym miksie kolorów, nie znajdziecie nigdzie indziej.
Oprócz irlandzkiej, donegalowej przędzy, do produkcji tkanin używa się też surowców z innych krajów UE i Wielkiej Brytanii - gładkiej, “klasycznej” wełny, alpaki, kaszmiru, bawełny, jedwabiu czy lnu. Czasem w miksie - vide “Gamefeather Tweed”! - a czasem solo, bo choć nas (i zapewne Was) najbardziej interesuje tu Donegal Tweed, to oferta tkalni jest znacznie szersza.
…ale to tylko pozory: o ile w przypadku gładkich tkanin (lub jodełki) jest czasochłonna, ale przynajmniej powtarzalna, tak w przypadku jakichkolwiek wzorów (krata, pepita itp.) jest i czasochłonna, i niezwykle skomplikowana.
Bywa i tak, że trzeba użyć 200 lub nawet 300 cylindrów do stworzenia wzoru, układając nić po nici w odpowiedniej kolejności. Mimo, że do pomocy używa się maszyn, to tak naprawdę w większości ręczna robota, wymagająca pełnego skupienia, która nawet doświadczonemu pracownikowi może zająć dwa pełne dni.
Po nawinięciu przędzy na belkę, rozpoczyna się “właściwa” część procesu tkania, na zautomatyzowanych krosnach.
Znów ważna jest kolejność - wcześniej przygotowaną osnowę przeplata się wątkiem (a właściwie wątkami, bo można użyć kilku, w różnych kolorach) w odpowiedni sposób, wedle wybranego typu splotu i zadanego wzoru.
Tak z kolei wyglądają krosna ręczne, niezautomatyzowane - do dziś niektóre tkaniny powstają na właśnie takich maszynach, obsługiwanych rękami (i nogami) rzemieślników. Zwróćcie uwagę na szerokość - z racji na trudność obsługi, powstają na nich tkaniny węższe, w rozmiarze tzw. półbelki, o szerokości 77-80 cm (zamiast standardowych 150 cm).
Takie sprzęty stały kiedyś w prawie każdym domu w Donegalu - zimą, poza sezonem, tkalnie podzlecały produkcję chałupnikom; tak była zorganizowana lokalna gospodarka. Latem żyło się z połowu ryb i uprawy ziemii, zimą z tkactwa. Dziś, jak wspominaliśmy, ten fach zanika, a nawet stosunkowo niezłe zarobki (wielu klientów jest gotowych dopłacić za metkę “hand woven”) nie są w stanie skusić chętnych. Młodzi wyjeżdżają z prowincji lub decydują się na inne zajęcia, następuje pokoleniowa zmiana.
Co ciekawe, w przeciwieństwie do denimu selvedge, który powstaje na podobnych krosnach czółenkowych (pisaliśmy o tym w artykule o dżinsach), tak tkany tweed nie różni się znacząco od swojego odpowiednika z nowoczesnych “szerokich” krosen - o ile w dżinsie różnica wynika z technicznej możliwości większego napięcia włókien bez ryzyka ich uszkodzenia, tak tweed zawsze musi być tkany stosunkowo luźno. Dziś jedyną zaletą ręcznej metody produkcji jest prestiż z niej wynikający, ewentualnie na plus możemy policzyć też większą elastyczność przy produkcji krótkich serii tkanin. Mimo to, margines produkcji Magee do dziś stanowią tak tkane tweedy - głównie jako ciekawy dodatek do oferty i ukłon w stronę historii regionu.
Większość produkcji powstaje na takich krosnach, jakie możecie zobaczyć powyżej - mniej w tym romantyzmu, więcej pragmatyzmu; taka metoda produkcji jest dużo szybsza i bardziej powtarzalna.
Mimo to, czynnik ludzki jest tak samo ważny - cały czas potrzebna jest kontrola, pęknięcie nici oznacza przestój i ręczne wiązanie i przewlekanie.
I cóż, to by było na tyle - i z wizyty w Magee, i z naszego irlandzkiego cyklu wpisów. To część trzecia i ostatnia, na naszych mediach społecznościowych uzupełnia ją też film, na którym możecie zobaczyć między innymi krosna w ruchu - warto obejrzeć!
Jeśli nie czytaliście poprzednich wpisów, możecie sprawdzić je tutaj:
Żegnam się z Wami - mam nadzieję, że podróż było ciekawa.
Po raz ostatni: pozdrowienia z Donegalu!