Poszetka Worldwide
Hey there! We noticed that you want to access the Polish version of our store. Note that worldwide shipping is unavailable on the Polish version of the website. For purchases from abroad, you can only do it through the English website, which offers the following benefits.
- Free shippingacross the EU for orders over 80€, and to the UK, Switzerland, and Norway for orders over 120€.
- 30 days to return the productwithout providing a reason.
- Worldwide delivery.
Pozdrowienia z Donegalu

Donegal to ciekawe miejsce - najbardziej wysunięte na północ spośród hrabstw Irlandii, o którym wiele mówi fakt, że zamieszkuje tam ponad trzykrotnie więcej owiec niż ludzi.
Żebyście nie musieli sprawdzać, to odpowiednio 526 658 (dane ze spisu owiec za 2023 rok) kontra 167 084 (dane ze spisu powszechnego przeprowadzonego w 2022) - taka ciekawostka!
Żeby dojechać tu z Dublina, trzeba przeciąć wyspę na ukos - a najkrótsza trasa zahacza o terytorium Wielkiej Brytanii, wymagając przejazdu przez kawałek Irlandii Północnej.
Tym, którzy mają w pamięci The Troubles i ogólnie niezbyt przyjemne zajścia na tle narodowościowo-religijnym, może brzmieć to jak poważne wyzwanie, warte nadłożenia drogi… nic bardziej mylnego. W autobusie linii ekspresowej - który, co ciekawe, zatrzymuje się na przystankach w obu państwach - o przekroczeniu granicy informuje nas jedynie SMS od operatora telefonii komórkowej; co bardziej rozeznani zwrócą też uwagę na inne znaki drogowe i ceny paliwa w funtach. Sąsiadujące hrabstwa, mimo przebiegającej między nimi granicy o ponadnarodowej randze - to w końcu obecnie granica UE! - są zaskakująco dobrze zintegrowane. Ciężko odtworzyć jej przebieg patrząc na układ drogowy i obserwując miejscowości; w okolicy mieszają się tablice rejestracyjne, ludzkie ścieżki się krzyżują, a po zakupy i do pracy jeździ się w obie strony.





Dłuższa niż ten okres jest nawet historia produkcji odzieży w tym rejonie - kiedyś najważniejszej gałęzi lokalnego przemysłu, dającej zatrudnienie i stanowiącej motor napędowy gospodarki. Lokowano tu nie tylko przędzalnie i tkalnie, ale też pełnoprawne fabryki gotowych wyrobów; jeszcze w pierwszej połowie XX wieku w okolicach samego miasteczka Donegal Town działało aż osiem szwalni koszulowych. Dziś nie pozostał ślad po żadnej z nich - a kilka lat temu zamknął się jeszcze ostatni zakład produkujący marynarki i garnitury, najdłużej broniący się przed zamknięciem.
Na zmiany wpłynęło wiele nakładających się czynników - m.in. odwrót od klasycznej mody, przenosiny produkcji poza Europę i wielkie zmiany w gospodarce Irlandii, która przez ostatnie 40 lat przeszła dwie ekonomiczne rewolucje i jeden bardzo poważny kryzys - które ostatecznie zakwestionowały opłacalność lokalnej produkcji. Na dodatek, rozmawiając z miejscowymi, usłyszeliśmy krótkie “no i młodym dziś się nie chce”; proste zdanie, którym według wielu da się wyjaśnić skomplikowane problemy.



Można się śmiać, ale jest w tym więcej niż ziarno prawdy - przez to, że ze względów podatkowych do Irlandii sprowadzają się cyfrowi giganci, stolica mocniej “wysysa” prowincję, kusząc wyższymi zarobkami (wciąż atrakcyjnymi, mimo dużo wyższych kosztów życia) i zachęcając młodych do przeprowadzki. Przemysł odzieżowy nie jest w stanie konkurować o pracowników; brakuje wykwalifikowanej siły roboczej, która znałaby się na tekstyliach i ich produkcji.
Ten czynnik niestety decyduje też o tym, że nawet te firmy, które działają prężnie, są w stanie sprzedać swoje produkty i są w niezłej sytuacji finansowej - czyli głównie przędzarnie, tkalnie i dziewiarnie, pracujące z lokalną wełną - mają problemy. “Jest komu sprzedać, nie ma komu robić” - można powiedzieć. Na szczęście najlepsi (jeszcze) jakoś sobie radzą, a renesans Donegal Tweedu na świecie, zwłaszcza na azjatyckich rynkach, im dodatkowo pomaga; obserwując sytuację i śledząc rynek nieruchomości w Dublinie, niektórzy decydują się zostać na prowincji i szukać pracy w tej branży.
My, żeby dowiedzieć się więcej, pojechaliśmy odwiedzić największą lokalną tkalnię, Magee, żeby przyjrzeć się procesowi produkcji i podpytać o to, jak wyglądają perspektywy na przyszłość - ale o tej wizycie wspomnimy w jednym z kolejnych odcinków reportażu z Donegalu.









Klify, góry, plaże, Atlantyk… coś niesamowitego.
Korzystając z okazji, odwiedziliśmy Sliabh Liag (Slieve League), wysokie na 600 metrów klify, które są jednymi z najwyższych w Europie, a już na pewno należą do tych najbardziej widowiskowych - klify w Dover (a co dopiero Klif Orłowski!) wydają się przy nich malutkie. Ich majestatyczna surowość dorównuje norweskim fiordom i pionowym ścianom Alp.








Naszą bazą wypadową było miasteczko Donegal Town - nie największe i nie pełniące dziś żadnej funkcji administracyjnej w hrabstwie, ale historycznie ważne i dzielące z nim nazwę. Przez prawie 200 lat, pomiędzy XV a wczesnym XVII wiekiem, służyło za nieformalną stolicę Tyrconellu - stawiającego opór kolonizacji Irlandii (przez Anglików) celtyckiego królestwa zachodniego Ulsteru (o podobnym zasięgu terytorialnym co dzisiejsze hrabstwo Donegal), rządzonego przez jeden z dwóch ostatnich wielkich klanów, O’Donell.
Pamiątką po dawnych czasach jest znajdujący się w sam centrum zamek, który mimo swojego wieku - 550 lat! - nie jest ruiną, a pełnoprawnym zabytkiem.





Wspomniana woda odgrywa w okolicy bardzo ważną rolę - to nie tylko rzeka, kluczowa dla przemysłu wełnianego; z wód zatoki pochodzą też lokalne specjalności, owoce morza.
Ponoć najlepsze są te, które łowi się w zimnych wodach - a żeby je jeść, powinniśmy częściej latać do Irlandii i Szkocji, a nie nad Morze Śródziemne… szczerze mówiąc, jesteśmy skłonni w to uwierzyć, bo tak dobrych muszli, ostryg, krewetek i ryb (łososia, łupacza, żabnicy!) jeszcze nie jedliśmy. W ogóle sam fakt, że smak zapadł mi w pamięć na tyle, że musiałem o nim wspomnieć na blogu Poszetki, chyba najlepiej o tym świadczy.
Jako rodowity Poznaniak nie mogę też powstrzymać się przed komentarzem, że bardzo cieszyła mnie ich cena - abstrahując od ogólnego poziomu cen w Irlandii, akurat te rzeczy, z racji na ich lokalną obfitość, kosztowały bardzo przyjemne kwoty. Mogę tylko polecić!








W okolicy spędziliśmy niecałe 3 dni - ledwo; byłoby tu co robić przez kolejny tydzień. To był intensywny czas, wypełniony po brzegi spotkaniami, wycieczkami, zdjęciami; pięknymi widokami, dobrym jedzeniem i wiadomym napojem.
Pokochaliśmy Irlandię, pewnie jeszcze tu wrócimy… Osobiście i ubraniowo, bo w kwestii tutejszych tkanin nie powiedzieliśmy jeszcze ostatniego słowa.
Pozdrowienia z Donegalu!
Na przyszły tydzień zaplanowaliśmy premierę wpisu o Donegal Tweedzie, z którego dowiecie się, co to za tkanina, gdzie powstaje i dlaczego jest wyjątkowa - już teraz zapraszamy do lektury!
W jeszcze kolejnym tygodniu ukaże się ostatnia część reportażu z Irlandii, opowiadająca o naszej wizycie w tkalni Magee - opowiemy tam więcej o historii oraz technicznych aspektach produkcji tkanin.
Bądźcie na bieżąco - zapiszcie się do newslettera, jeśli chcecie dostawać przypomnienia o publikacjach na swoje skrzynki mailowe: [link]