Poszetka Worldwide
Hey there! We noticed that you want to access the Polish version of our store. Note that worldwide shipping is unavailable on the Polish version of the website. For purchases from abroad, you can only do it through the English website, which offers the following benefits.
- Free shippingacross the EU for orders over 80€, and to the UK, Switzerland, and Norway for orders over 120€.
- 30 days to return the productwithout providing a reason.
- Worldwide delivery.
Żegnamy przedwiośnie: pocztówka z Irlandii
Mam nadzieję, że ten tytuł nie okaże się zbyt optymistyczny w kontekście nadchodzącej pogody… choć akurat w momencie, gdy słowa te piszę, prognoza na najbliższe dni zapowiada się dobrze.
Cóż, a skoro wreszcie mamy doczekać się ciepłych dni, czas oficjalnie pożegnać ten dziwny, przejściowy czas w roku, kiedy nie do końca wiadomo, czy to jeszcze zima, czy już wiosna - i po raz ostatni pokazać ciepłe rzeczy, po które (miejmy nadzieję) nie będziemy musieli już sięgać przez najbliższe kilka miesięcy.
Akurat na koniec tegorocznego przedwiośnia przypadł mój wyjazd do Irlandii - i mimo, że nie jest to najbardziej słoneczna kraina pod, ekhm, słońcem, muszę przyznać, że był on jak wybudzenie się z zimowego snu. Snu, który jak co roku wydawał się tak dłużyć, jakby wiosna miała już nigdy do Polski nie nadejść.
Może i nie na wszystkich zdjęciach nie wyglądam, jakbym cieszył się pogodą, ale… muszę przyznać, że było całkiem przyjemnie.
O ile tuż przed wyjazdem regularnie nosiłem jeszcze puchówkę i zimowe płaszcze, mierząc się z temperaturami w zakresie 0-5C, w Dublinie zastałem coś, co przy pewnej dozie optymizmu można by było nawet nazwać wiosną. Czasem 10C, czasem 15*C; trochę deszczu, sporo słońca (znów, poza kadrem!); zieleń, kwitnące drzewa owocowe. Zresztą znajoma, która przeprowadziła się tam pod koniec zeszłego lata, śmiała się nawet, że nie widziała jeszcze tylu słonecznych dni w ciągu jednego tygodnia. Wierzę.
Tak czy tak, jak na tę porę roku przystało, ciężko było zgadnąć, jak zmieni się pogoda z dnia na dzień, a dobowa amplituda temperatur wymagała pozostawania w ciągłej gotowości na zdjęcie lub dołożenie kolejnej warstwy. Klasyczne “ubieranie się na cebulkę”, można powiedzieć - wszystkiego po trochu, prawdziwe przedwiośnie.
Spakować się mi było tym trudniej, że był to wyjazd i biznesowy, i dla przyjemności; w bagażu podręcznym trzeba było zmieścić i coś na co dzień, i od święta… a do tego coś zielonego, dzień Św. Patryka zobowiązywał*.
*(biało-zielone rugby zdało egzamin)
Wziąłem ze sobą eklektyczny miks kolekcji zimowej, obecnego przedwiośnia, nadchodzącej wiosny i przyszłej jesieni (FW2024) - w tym sporo rzeczy, których jeszcze nie mogę pokazać - a najlepszym sprawdzianem pogodowym dla tej mieszanki okazał się wypad do Howth, urokliwej miejscowości pod Dublinem. Zastaliśmy tam absolutnie najbrzydszy i najbardziej mokry dzień w ciągu całego wyjazdu… i tak, właśnie wtedy zrobiliśmy wszystkie te zdjęcia. Świetny pomysł.
Na szczęście ubrania lepiej poradziły sobie z deszczem, mgłą i wiatrem niż radziecki Zenit i ja, amator próbujący opanować analogowy sprzęt po dłuższej przerwie.
Laurkę po raz kolejny muszę wystawić KLEMANom - jak ja uwielbiam te buty! Zgadzam się z Tomkiem co do tego, że są wygodniejsze niż praktycznie wszystkie buty GYW; od siebie dodam jeszcze, że biją na głowę też jakieś dwie trzecie par sneakersów. Podołały wielu kilometrom wędrówek po chodnikach Dublina i bezdrożach Howth, dzielnie zniosły deszcz, błoto i kałuże. Do tego pasowały właściwie do wszystkiego; na nowo odkrywam zalety czerni.
Wyżej - nasze dżinsy Everyday Classic, w spranej wersji. O ile ciemnych par mam kilka, to takiej długo mi brakowało w szafie. Teraz noszę je w kółko, ciesząc się jak dziecko z nowej zabawki.
Nie, żebym kopiował Beniamina, ale ubierając fun shirt powtórzyłem jego lookbookowy trik: wystający kołnierzyk i mankiety spod białego swetra. O ile zazwyczaj noszę go bezpośrednio na gołe ciało, tu dodatkowa warstwa bardzo się przydała; przy temperaturze panującej w zatłoczonych pubach możliwość szybkiego rozebrania się do koszuli była błogosławieństwem.
Co do komfortu cieplnego: spakowałem wełnianą czapkę “w razie czego”, ale przez większość czasu nosiłem naszą sztruksową czapkę z daszkiem. Doceniam jej praktyczność, zwłaszcza jako okularnik: nie tylko chroni oczy przed słońcem, ale i szkła okularów przed deszczem.
Podsumuję to tak: fajnie fajnie, ale dajcie mi już prawdziwą wiosnę; niech będzie jeszcze cieplej (i bardziej sucho) niż w Irlandii. Tak, warstwy są fajne, mieszanie zimy z latem w garderobie ma swój urok, ale wolałbym już nie pisać o grubych tkaninach, ciężkich rzeczach i złej pogodzie przez najbliższe pół roku… ani tym bardziej mierzyć się z nimi na codzień.
Przetrwaliśmy zimę, przetrwaliśmy przedwiośnie, zasłużyliśmy na trochę słońca. Do zobaczenia w nowym, wiosenno-letnim sezonie!