Poszetka Worldwide
Hey there! We noticed that you want to access the Polish version of our store. Note that worldwide shipping is unavailable on the Polish version of the website. For purchases from abroad, you can only do it through the English website.
- Free shippingacross the EU for orders over 80€, and to the UK, Switzerland, and Norway for orders over 120€.
- 30 days to return the productwithout providing a reason.
- Worldwide delivery.
Smoking Tropikalny

Są takie ubrania, które nie są uniwersalne. I nie muszą. Mają tylko robić wrażenie w ściśle określonych sytuacjach - ale gdy taka się trafi, błyszczą w pełnej krasie.
Oczywiście, że właśnie z takim przykładem mamy tu do czynienia.
Smoking tropikalny to piękna rzecz, która ma - tylko i aż - dobrze wyglądać. Jak smoking z resztą, tyle, że w sezonowo zawężonej gamie okoliczności, co czyni go jeszcze bardziej wyjątkowym. Jeszcze bardziej efektownym. Jeszcze mocniej zapadającym w pamięć. I… jeszcze mniej uniwersalnym, o ile przy ubraniach wieczorowych jesteśmy w stanie jeszcze jakkolwiek to pojęcie wartościować. A jednak, w oczach wielu ta letnia, kremowo-czarna wersja wygrywa. Czy w tym szaleństwie jest metoda?

Zanim spróbuję odpowiedzieć na to pytanie, wtrącę jeszcze osobistą anegdotę, wspomnienie właściwie.
Na początku mojej męskomodowej drogi, na wczesnych etapach przygody z tzw. “klasyczną męską elegancją”, bardzo ciągnęło mnie do ubrań z górnego krańca skali formalności - ubrania na specjalne okazje, takie jak smokingi i fraki, czy chociaż pełne garnitury (dwu- i trzyczęściowe), robiły bezapelacyjnie największe wrażenie. Były najbardziej inne od tego, co widziało się na co dzień - i najściślej opisane przez zasady, przez kanon, skodyfikowane. Sztywne, ale w dobrym tego słowa znaczeniu. Pozornie łatwe do ubrania, bo przecież nie pozostawiające zbyt wiele do namysłu - wymagały jedynie odtworzenia wzorca, nie zmyślnego zbudowania zestawu od zera. Miały dawać gwarancję tego, że jeśli tylko ubierze się je poprawnie, będzie się w nich prezentować nienagannie.
Do tego, im coś z tego grona klasyków było bardziej nietypowe, tym większe wrażenie robiło. A gdy jeszcze za inspirację służyły stare filmy i wybitni aktorzy grający kultowych bohaterów? To było coś! Dlatego, przynajmniej dla mnie, do roli takiego Świętego Graala urastał właśnie smoking tropikalny - z Bogartem w Casablance, Connerym w Goldfingerze i niezliczonymi ilustracjami Apparel Arts za przykład.
Pozostawało tylko pytanie: “gdzie takie coś nosić?”
Wtedy nie znałem na nie dobrej odpowiedzi. Dziś wiem, że najlepsze okazje to te, które kreuje się samemu - bo współczesny świat rzadko kiedy je stwarza i opisuje pojęciami dress code sprzed kilkudziesięciu lat.


Właśnie, dress code i zasady - gdybyśmy mieli się ich sztywno trzymać, generowałoby to problemy. Dziś przecież rzadko bywamy w sytuacjach towarzyskich, w których bywali przedstawiciele anglosaskich elit (jak ci zilustrowani przez Laurence Fellowsa, powyżej) wiele dekad temu. W Polsce, czy właściwie w większości Europy, moglibyśmy smokingu z kremową marynarką w ogóle nie założyć!
Nazwa “smoking tropikalny” jest językową pamiątką po jego pierwotnym zastosowaniu - był to strój wybierany przez śmietankę towarzyską na wieczorowe okazje w tropikach, jako właśnie taki lżejszy, wakacyjny i mniej formalny (według ówczesnych kryteriów) odpowiednik klasycznego smokingu.
Niektórzy twierdzą wręcz, że pierwotnie nie wypadało go nosić w innym miejscu globu niżli tylko i wyłącznie pomiędzy zwrotnikiem Raka a zwrotnikiem Koziorożca - może i tak było przez chwilę w latach 30., gdy ten koncept powstawał; dziś trudno jednak znaleźć dowody na rzeczywiste istnienie tej zasady. Na pewno to rzecz nierozerwalnie kojarząca się z ciepłem i latem - choć nie ze słońcem, bo mimo wszystko, to nadal była odmiana ubrania wieczorowego, czyli noszonego na uroczyste okazje po zmroku.

Genezę powstania białej - właściwie to nie “czysto” białej, a w kolorze złamanej bieli, kości słoniowej lub kremowym* - wersji marynarki smokingowej łatwiej zrozumieć, gdy weźmiemy pod uwagę, z jakich tkanin szyto ówcześnie smokingi. Wełny w pierwszej połowie XX wieku były naprawdę grube - i przez to zdecydowanie lepiej dopasowane do chłodniejszych niż dziś pomieszczeń Nowego Jorku czy Londynu niż upalnego przez cały rok klimatu Karaibów.
Żeby zrobić wersję lekką, a wciąż elegancką, trzeba było uciec się do innego rozwiązania - uszyć marynarkę z czystego jedwabiu, mieszanki jedwabiu z wełną, albo czystej wełny, jednak na tyle cienkiej i lekkiej, że nie uchodziłaby za odpowiednią na spodnie według ówczesnych standardów. Jak już zmieniamy tkaninę, pojawia się problem koordynacji kolorystycznej ze spodniami - nie ma dwóch takich samych czerni! - więc lepszy efekt daje odcień kontrastowy, a też kojarzący się z uroczystą, podniosłą atmosferą.
*A czemu nie biel optyczna? To proste: włókien pochodzenia zwierzęcego nie da się aż tak wybielić, zawsze będą mieć w sobie tę ciepłą, kremową nutę.


Tu jeszcze małe doprecyzowanie pojęć - co ciekawe, o ile w języku polskim mówimy o “smokingu tropikalnym”, tak w języku angielskim nie używa się bezpośredniego odpowiednika tej frazy. Mówi się raczej o “kremowej marynarce wieczorowej”, dosłownie - jest to o tyle zgrabne ujęcie sprawy, że nakreśla analogię do aksamitnych marynarek wieczorowych, których przecież nie nazywamy “smokingiem zimowym”, mimo że grubość i faktura tkaniny mogłyby to sugerować. W obu przypadkach reszta zestawu smokingowego pozostaje taka sama - tylko marynarka się zmienia i, co ważne, także występuje w wersji jednolitej, bez klap obitych jedwabiem. Oba przypadki uchodziły też kiedyś za mniej formalne typy smokingu, szczebel niżej niż klasyczny komplet czarnej marynarki i czarnych spodni.
O ile dopasowanie do pory roku ma sens do dziś - lżejsza opcja na lato zawsze jest mile widziana - tak wchodzenie w szczegóły i rozstrząsanie poziomu formalności różnych odmian smokingu, szczerze mówiąc, nie. Umówmy się - tego tekstu nie czytają koronowane głowy i ich rodziny, więc hipotetyczny problem pod tytułem. “który smoking będzie lepiej dopasowany do okazji?” mamy z głowy. Dziś, mając na sobie jakąkolwiek jego wersję, pokazujemy, że traktujemy sprawę bardzo poważnie.



Co więcej, uważam też, że nie do końca ma sens trzymanie się ściśle zasady noszenia tego stroju dopiero po zmroku.
Nie zrozumcie mnie źle - nie zachęcam do wstawania rano, wskakiwania spod prysznica w tropikalny smoking i zasiadania tak do uroczystego niedzielnego brunchu z teściami - myślę po prostu, że skrywanie go przed promieniami słońca generuje pewne logistyczne problemy… i stracone okazje.
O ile w klimacie subtropikalnym umowna granica wyznaczona dla stroju wieczorowego - 18:00, czasem 19:00 - w miarę zgrywa się z porą zachodu słońca, tak nieco dalej na północ, w Europie, w letnie miesiące bywa jasno nawet i po 21:00. To co, opóźniamy start imprez w czerwcu i lipcu? Przebieramy się w trakcie? No nie brzmi to racjonalnie, zwłaszcza, że koronny argument “nie noś smokingu za dnia, bo czerń najlepiej wygląda w sztucznym świetle”, kremowa marynarka wytrąca strażnikom etykiety z ręki.
Całe szczęście - bo tak się składa, że uroczystości, na które współcześnie smoking tropikalny pasuje najlepiej, zaczynają się nieco wcześniej.

I tu wracamy do nieco tajemniczego zdania o kreowaniu okazji samemu.
Poza okazjami - bardzo rzadkimi - z podanym dress code “black tie”, “black tie optional” czy “black tie creative”, najlepszą okazją, żeby założyć smoking, jest taka, której jest się gospodarzem, bo wtedy ustala się reguły gry.
Do głowy jako pierwsze przychodzą śluby. Panowie młodzi często chcą sięgnąć po smoking po to, żeby w swój wyjątkowy dzień wyglądać wyjątkowo - jeszcze bardziej niż w garniturze - i poczuć się jak przysłowiowy milion dolarów. O ile zgadzam się z tym, że klasyczna czerń może rzeczywiście wyglądać nie na miejscu o 15:00, na dworze, w pełnym czerwcowym słońcu (i taki wybór bym odradzał), tak uważam, że alternatywne opcje, bardziej przyjazne kolorystycznie, mogą się udać.
Ślub w końcu szybko zmienia się w wesele, a zamiast się przebierać w trakcie, rozsądnie przecież postawić na jeden - piękny i w dzień, i w nocy - strój, który posłuży od początku do końca ceremonii.
Dla takiego nagięcia zasad zdecydowanie miejsce widzę - smoking tropikalny, dzięki kremowej marynarce, obroni się popołudniową porą, w świetle dziennym, a później, nawet grubo po północy, w świetle żarówek i fleszy, będzie wyglądał niemniej efektownie.



Uważam za to, że jeśli już tutaj naginamy odrobinę zasady, to trzymajmy się ich w kwestii dodatków do stroju - tu nie zostawiamy miejsca na błędy i eksperymenty*.
Żadnych klap obitych czarnym jedwabiem - cała marynarka z jednej tkaniny. Jeśli jednorzędowa - to noszona z pasem smokingowym. Mucha czarna - nie bordowa/zielona/jakakolwiek inna. Spodnie najlepiej wykończone jedwabnym lampasem - i raczej zawieszone na szelkach. I buty, i skarpetki koniecznie czarne - te pierwsze wypolerowane na wysoki połysk, te drugie cienkie i długie, by nie pokazywać łydki przy siadaniu.
Poprawna kompozycja pokaże, że to nie nieco przypadkowy, dzienny miks, a stuprocentowa klasyka, dla której ktoś nieco nagiął okoliczności - i udowadnia, że potrafi zrobić to dobrze.
A czasem dokładnie tyle wystarczy, by zrobić wrażenie.
_
*Co innego, jeśli chcesz zabawić się konwencją i założyć coś, co ma być jedynie smokingiem tropikalnym inspirowane - jeśli wiesz, z czym to się je, droga wolna; i mi zdarzało się to robić! To już jednak wyższa szkoła jazdy. Łatwo tu o potknięcie i błąd, dlatego nie polecam od eksperymentów zaczynać - a już na pewno nie polecam ich na dzień, na ślub, na konserwatywne uroczystości. Ustalmy, że to już zupełnie inny temat, który od klasyki musimy oddzielić grubą kreską…