Zapisz na liście zakupowej
Stwórz nową listę zakupową

Kubańskie Safari

2025-04-23
Kubańskie Safari

W chwili, gdy piszę te słowa, wiem już, że to jeden z bestsellerów letniej kolekcji Poszetki - warto więc skorzystać z okazji i pochylić się nad genezą powstania projektu, który tak przypadł Wam do gustu. Projektu, dodajmy, którego korzenie sięgają więcej niż jednego historycznego kroju - projektu, za którym ciągnie się całe mnóstwo kulturowych odniesień, anegdot i znanych postaci.

Zacząć należy od początku - czyli, zanim przejdziemy do historyczno-kulturowych kontekstów, wspomnieć, że impuls do wprowadzenia tej koszuli do naszej kolekcji dał Paweł, zainspirowany krojem koszuli, która trafiła w jego ręce przed laty, a której w podobnej formie nie mógł znaleźć. Kilka pomysłów, szybka burza mózgów, rozrysowany przez niego projekt…

Jasne, że pociągnęliśmy temat do końca - raz, że to coś, co świetnie pasowało do gamy barw naszej kolekcji; dwa, że w ostatnich sezonach szczególnie po drodze nam z mniej formalnymi koszulami i overshirtami, a także rzeczami, które latem mogą stać się łącznikiem pomiędzy obiema tymi kategoriami. Gdy robi się ciepło, to rzeczy, które są lekkie, a jednocześnie stworzone do noszenia solo, bez marynarki - i od strony estetycznej (ciekawe detale, odpowiedni kołnierzyk, nie za cienka tkanina), i od strony praktycznej (kieszenie, czyli ta jedna rzecz, której zwykle najbardziej brakuje) - są na wagę sartorialnego złota, jak by to niektórzy powiedzieli.

To rzecz znajoma i nieznajoma zarazem. Koszula safari, choć z nazwy brzmi znajomo i na pierwszy rzut oka może tak wyglądać, to - zapewne ku zaskoczeniu niektórych - nie jest rzeczą z kategorii tych dobrze opisanych i jednoznacznie nazwanych. Jednak, jak to zwykle w modzie męskiej bywa, cały ten design nie wziął się z przypadku, z jednorazowego wybryku, a jest oparty o sprawdzone wzorce, silnie umocowane w kanonie klasyki. To, jak wspomniałem we wstępie, amalgamat kilku historycznych krojów. I tu cała zabawa, zabawa w odnajdywanie przodków i tworzenie modowego “drzewa genealogicznego”, które może pomóc odpowiedzieć na pytanie: czym jest i skąd wzięła się koszula safari?


Drzewo genealogiczne to nie jest metafora na wyrost; spokojnie moglibyśmy zacząć tu analizować dziadków i pradziadków tego kroju. Skupmy się jednak na rodzicach, ****na tych przodkach, z którymi koszula safari jest najbardziej bezpośrednio związana.

Tym bardziej znanym z dwójki jest zdecydowanie kurtka safari. Bardziej znanym, bo związanym poprzez nazwę; bardziej znanym również dlatego, że 10-15 lat temu ten fason został odkryty na nowo, stając się jedną z pierwszych nie-marynarkowych alternatyw, które tak przebiły się w tej klasycznej niszy, jeszcze przed overshirtami.

Właściwie, powinniśmy szerzej powiedzieć góra od zestawu safari - bo historia zaczyna się, jak to często bywa, od munduru. Fason safari narodził się w czasie drugiej wojny burskiej, w południowej Afryce, na przełomie XIX i XX wieku. To wtedy brytyjscy żołnierze dostali na wyposażenie beżowe komplety - w kolorze khaki, który czasem, nie wiedzieć czemu, po polsku błędnie bywa rozumiany jako oliwka, a to taki “brudny beż” właśnie - złożone z dołu i góry uszytych z tego samego materiału. Była to wygodna, dostosowana do warunków pogodowych stepu i sawanny wersja stroju wojskowego, pełniąca w tamtych warunkach rolę quasi-kamuflażu.

Już w latach 30-tych inspirowane tymi mundurami komplety zaczęły wchodzić do bardziej cywilnej mody - jeszcze nie codziennej, bo ciężko taką nazwać noszone na wakacjach i polowaniach stroje ówczesnej arystokracji i celebrytów! - a ich popularność na dobre rozkwitła już w erze powojennej. Do grona znanych fanów należał m.in. Ernest Hemingway (i przed, i po wojnie). Szerzej, od strony bardziej “modowej” niż “wypoczynkowej”, fason ten stał się znany w latach 70. Swoją drogą, pod kątem dalszej lektury, mogę w tym miejscu polecić Wam artykuł Michała Kędziory, który prywatnie jest miłośnikiem kurtek safari (z resztą w naszej wspólnej kolekcji Baltic też gościła podobna propozycja).

Ja natomiast chciałbym skupić się nieco bardziej na technikaliach - bo, właśnie, to pierwotnie była kurtka safari, bynajmniej nie koszula. Krojona luźniej, z otwartym kołnierzem z dłuższymi wyłogami (który “otwierał” poły od góry, jak klapy w marynarce), z czterema kieszeniami, z pagonami - a często i przewiązywana szerokim pasem. Choć projektowana z myślą o upalnym klimacie, to jednak pierwotnie noszona jako warstwa na koszulę (pamiętajmy, ponad 100 lat temu to koszule były bielizną!). W połączeniu ze spodniami z tej samej tkaniny, kurtka tworzyła spójny komplet na mundurowo-garniturową modłę.

W pewnym momencie nastąpiło rozdzielenie na dwa tory. Fason ten, już ograny przez projektantów mody fason (vide YSL), z jednej strony ewoluował w stronę “tropikalnej marynarki”, coraz częściej łączonej z innymi spodniami. Z drugiej strony, wraz z rozluźnieniem się standardów formalności, górna połowa nadal noszonych w pewnych okolicznościach (przykład z wyprawy księcia Karola i Diany na Uluru/Ayers Rock w 1983) zestawów zaczęła robić się coraz lżejsza i coraz bardziej koszulowa, Mimo, że nadal noszona na zewnątrz spodni - choć coraz częściej bez koszuli widocznej pod spodem - gubiła część detali, najczęściej pas i dolne kieszenie… a czasem nawet długie rękawy.

Nie bez powodu do safari przylgnęło określenie “shacket” - od zbitki słów “shirt” i “jacket”; powiedzielibyśmy kurtkokoszula. Przylgnęło, bo trafniej określało funkcję i przeznaczenie niż każde z osobna. Rzecz zbyt lekka na pełnoprawną kurtkę, zbyt ciężka na koszulę; niby noszona jako odzież wierzchnia, a jednak częściej na sam podkoszulek/t-shirt niż warstwy godne pokazania.

  
Na zdjęciu Ramon Puig - “król guayabery”, założyciel pierwszego sklepu z koszulami guayabera w Hawanie (1943)

Wspomnieliśmy jednak, że projekt koszuli safari ma dwóch protoplastów - czas przywołać tego drugiego z nich, tego mniej znanego, choćby dlatego, że nie dał mu charakterystycznego nazwiska… choć pierwszy człon nazwy, “koszula”, jest przecież właśnie po nim.

To Guayabera - czasem zwana też koszulą kubańską - popularna zwłaszcza w Meksyku, w Portoryko, na Dominikanie i na Kubie właśnie. Narodziła się prawdopodobnie jeszcze w XIX wieku (pierwsze wzmianki, według różnych źródeł, przypadają gdzieś w okresie 1850-1900), szerszą popularność zdobyła w latach 50. XX wieku. Prawa do niej roszczą sobie Kubańczycy - w 2010 nawet oficjalnie przywrócili ją jako formalny strój rangi państwowej - twierdząc, że to ich lokalny wyrób, który potem dopiero rozprzestrzenił się na sąsiednie państwa.

Niektórzy twierdzą, że koncept tak naprawdę sięga pochodzącej z Filipin koszuli Barong - która miałaby trafić do Ameryki Środkowej poprzez szlak handlowy Manila-Acapulco, jeszcze w XIX wieku, gdy oba te dalekie porty były pod kontrolą hiszpańskiego imperium - choć między nimi tyle jest podobieństw, co różnic; ciężko jest potwierdzić lub zaprzeczyć tej tezie. W każdym razie, możemy powiedzieć, że i jedno, i drugie zadomowiło się jako tradycyjny, elegancki strój w klimacie, który nie pozwala nosić na sobie zbyt wielu warstw i który wymusza nadanie wyższej rangi koszuli. Koszuli, jednak tak zdobionej, by odróżnić się tym od najzwyklejszego, codziennego, roboczego ubrania.

Bardziej prozaiczne wytłumaczenie odwołuje się… znów do mundurów (bingo!), tyle, że hiszpańskich, które nosili imperialni żołnierze stacjonujący na Kubie.


Jeszcze więcej niż teorii pochodzenia jest teorii na temat nazwy - moja ulubiona to ta, chętnie opowiadana przez Kubańczyków, która mówi o tym, że pewna żona naszyła swojemu mężowi, biednemu rolnikowi, cztery duże kieszenie na koszuli, w których mógłby przynosić do domu zebrane owoce guawy (guayabas) z pola.

Ważne, że panuje konsensus, co do tego, czym dziś guayabera jest. To biała (ważne) koszula z przewiewnej tkaniny (lekkiej bawełny lub lnu), zdobiona czterema kieszeniami i charakterystycznymi plisami (ciągnącymi się przez całą długość frontu), często z krótkim rękawem oraz - zwykle, ale nie zawsze! - rozwartym kołnierzykiem, pozbawionym stójki. Czasem z pagonami, czasem z karczkiem w ozdobnym kształcie - lub wyszywana ręcznie w różne wzory, zwłaszcza w Meksyku, gdzie jest często wybierana jako główny element stroju pana młodego.

Kto często nosił koszule guayabera? Zgadliście, znów Ernest Hemingway. Nosili ją też prezydenci USA (znane są zdjęcia m.in. Reagana i Busha juniora), często wtedy, gdy spotykali się z Kubańczykami w Stanach. Zdarzało się, że nosił ją także Fidel Castro, gdy akurat nie pokazywał się w mundurze lub dresie Adidasa.

W naszej części świata to akurat rzecz mała popularna w czystej formie - powiedzmy, że to zrozumiałe, wprost przeniesiona do Polski czy nawet Włoch guayabera, może poza stricte wakacyjnym kontekstem, mogłaby wyglądać dziwnie - ale jednak pośrednio wpływająca nawet na europejską modę. Zwłaszcza w kontekście popularnych, a zawdzięczających jej nazwę kubańskich kołnierzyków (idealnych na lato, bez krawata), wykończonego na prosto dołu koszuli (zachęcającego do noszenia koszuli na wierzchu) i luźniejszego, przewiewnego kroju!

Spora to była doza historii, prawda? Zawędrowaliśmy daleko, ale już jesteśmy z powrotem, we współczesności.

Nie trzeba już nawet dużo mówić o samej koszuli, która dała impuls do napisania tego wpisu - zdaje się, że kwestie detali tego projektu załatwiliśmy po drodze - ale na koniec dodam jeszcze, że nas, jako pasjonatów (i mówię to w imieniu całego zespołu!) właśnie takie rzeczy emocjonują najbardziej. Produkty, które z pozoru są proste, a w rzeczywistości kryje się za nimi dużo więcej; łączące dwa światy (i dwa, a nawet trzy kontynenty w tym wypadku!), z ciekawym rodowodem, a jednocześnie dalekie od rekonstrukcji historycznej i jak najbardziej współczesne.

Tak wiele o niej można powiedzieć - a to nadal jest po prostu letnia, uniwersalna koszula.

Koszula, która na dodatek robi coś, czego żaden z jej protoplastów nie potrafił - wygląda dobrze nawet pod marynarką.


Pokaż więcej wpisów z Kwiecień 2025
pixel