Poszetka Worldwide
Hey there! We noticed that you want to access the Polish version of our store. Note that worldwide shipping is unavailable on the Polish version of the website. For purchases from abroad, you can only do it through the English website, which offers the following benefits.
- Free shippingacross the EU for orders over 80€, and to the UK, Switzerland, and Norway for orders over 120€.
- 30 days to return the productwithout providing a reason.
- Worldwide delivery.
Powrót do popoverów
Gdybym musiał przetłumaczyć anglojęzyczny tytuł tego artykułu dosłownie, zacząłbym od pytania: “czy już mi przeszło z tymi popoverami?”
Cóż, w polskiej wersji ta zagrywka słowna całkowicie traci sens; zamiast tego dostajecie nieco nudniejszy i zwyklejszy tytuł. Ba, nawet wplecenie ciekawostki o tym, że żeby ten artykuł napisać, musiałem trzy dni pod rząd chodzić w popoverach (trzech różnych, oczywiście), przyszło jakoś trudniej. Nie oznacza to jednak, że treść artykułu jest w jakikolwiek sposób gorsza - co to, to nie! - dalej pójdzie już gładko, obiecuję.
I tak wyszedł mi z tego całkiem długi artykuł. Mógłby on być jeszcze dłuższy, ale…
…zdecydowałem się oszczędzić wam szczegółów z historii. Pierwotnie chciałem rozpisać się na temat tego, skąd się wzięły te całe “popovery”, jak zmieniała się ich forma przez lata, ale zbyt precyzyjne podejście nie miałoby tu sensu: koniec końców, pierwsze kilkaset lat historii można sprowadzić do stwierdzenia “to nic nowego, każda koszula była kiedyś popoverem”. Na przykład nasza swojska, chłopska rubaszka - ludowy proto-popover. Już nie tunika, jeszcze nie koszula.
Do czasu wynalezienia i opatentowania pod koniec XIX wieku koszul z listwą guzikową na całej długości frontu, każda była przekładana przez głowę. Przy wielu nawet nie trzeba było zaprzątać sobie głowy zapinaniem guzików - duży otwór na głowę, z kołnierzykiem lub bez, częściej bywał wiązany. Nikt też nie zadawał sobie pytania, jak taką rzecz konkretnie nazwać i skategoryzować - to była po prostu bielizna, podstawowa rzecz noszona na co dzień.
Dopiero na przełomie stuleci zarysował się podział: nowa, w pełni rozpinana opcja jawiła się nowoczesny wynalazek, a dawny, tradycyjny krój wydawał się nieco przestarzały i… nazbyt chłopski, delikatnie mówiąc.
Popovery - jeszcze nie nazywane w ten sposób - jednak wciąż istniały, dostosowując się po drodze do zmieniających się trendów. Znaleźć można chociażby zdjęcia z okresy międzywojnia, na których pojawiają się już w miarę nowoczesne koszule z krótką listwą guzikową.
Ostatecznie jednak narodziny uwspółcześnionej wersji tego kroju datuje się na lata 50. i 60., złotą erę stylu Ivy League - wtedy to firma GANT wprowadziła go do masowej sprzedaży, reklamując jako luźną, nieformalną opcję na lato, w pół drogi pomiędzy koszulą OCBD a koszulką polo. Można powiedzieć, że był to prawdopodobnie pierwszy raz w historii, gdy projekt uwzględniał konieczność zakładania koszuli przez głowę nie ze względów praktycznych, a estetycznych - tak narodziły się popovery, jakie znamy dzisiaj.
Fakt, że do dziś posługujemy się wymyśloną na potrzeby marketingu nazwą, niech najlepiej świadczy o odniesionym sukcesie.
Tu przeskoczymy sobie o kolejne 50 lat - do przełomowej epoki renesansu “klasycznej męskiej elegancji” (znanej też jako #menswear), przypadającej w Polsce mniej więcej na lata 2010-2015. To były ekscytujące czasy; wydawało się wtedy, że wszyscy (marki, blogerzy, społeczność na forach) wspólnie odkrywają stare, ale nowe rzeczy, wyciągają na światło dzienne dawno niewidziane kroje. Do łask wracały dawno niewidziane dwurzędówki, spodnie z zakładkami, poszetki…
Część z tych rzeczy wydawało się być fajne chyba głównie dlatego, że przewijały się na starych zdjęciach przedstawiających chętnie przypominane ikony stylu. Tak też było z popoverami - nigdy nie zapomnę słynnego zdjęcia Gianniego Agnelliego i Jackie Onassis (powyżej), które obiegło cały internet kilka razy, inspirując niezliczoną ilość osób. Tak, ja też byłem nim zafascynowany.
Dla wielu równie wielką (a czasem i większą) inspiracją byli amerykańcy jazzmani (zwłaszcza Miles Davis), których portrety w popoverach też są stosunkowo często przypominane. Ja przyznam, że zwróciłem na nie uwagę o wiele później; dawniej dużo bliżej było mi do Włoch niż do USA w kwestii stylu.
Wybaczcie, musiałem odgrzebać to zdjęcie - to ja, w 2017 (?), na wakacjach, w białym popoverze, przebrany za L'Avvocato.
W tamtych czasach sam fakt, że coś a) było kojarzone z wielką dla mody postacią oraz b) nie było łatwo dostępne w sklepach, wystarczyło do nadania temu statusu świętego graala, obiektu pożądania w modowym środowisku. Wielu kombinowało, co zrobić, żeby to zdobyć. Dziś może się to wydawać śmieszne, ale sam dobrze pamiętam, jak skrupulatnie przeglądałem sklepy internetowe sieciówek w poszukiwaniu dosłownie jakiegokolwiek popovera, który mógłbym kupić. Nie chodziło o tkaninę, nie chodziło o kolor, liczył się tylko fason.
Skończyło się tak, że poważnie naruszyłem mój studencki budżet i szarpnąłem się na dwa egzemplarze szyte na miarę - jak ja się wtedy cieszyłem! Były one, co prawda, uszyte z nieco zbyt cienkiej bawełnianej piki, przez co bliżej im było do koszulek polo z długim rękawem… ale wtedy to nie miało większego znaczenia, byłem przecież posiadaczem POPOVERA.
Zobaczcie, jakie jeszcze zdjęcie znalazłem w archiwum: to chyba pierwszy w historii popover Poszetki, mierzony przez Tomka.
Jak pewnie się domyślacie, moja obsesja musiała się skończyć gwałtownie - to był słomiany zapał modowego neofity. Szybko przeszedłem do fazy, w której zacząłem sobie zadawać całkiem racjonalne pytanie: “jakie właściwie znaczenie ma to, że koszula nie rozpina się do końca?!”
Kilka kolejnych lat zajęło mi zrozumienie, o co w tym wszystkim chodzi; osiągnięcie modowej dojrzałości i idąca za tym zmiana perspektywy. Okazało się, że wiele rzeczy można docenić w innym kontekście, często całkowicie oderwanym od znanych postaci i konkretnej ery, zwracając uwagę na estetykę i zachowanie, nie obsesyjnie przeglądając stare zdjęcia.
Jeśli chodzi o popovery, zatoczyłem krąg: teraz blisko mi do pierwotnej koncepcji (tej z przełomu lat 50. i 60.), która zakłada poszukiwanie rzeczy, która wypełniłaby lukę pomiędzy nieco zbyt sztywnymi koszulami, a zbyt sportowymi polówkami.
Dla mnie dobry popover to coś, co jest pełnoprawnym projektem o konkretnym zastosowaniu, nie historyczną repliką lub udziwnieniem klasycznego kroju.
Powinien być zaprojektowany z myślą o noszeniu i w, i na spodniach - odpowiednia długość i wykończenie dołu musi zapewniać obie opcje. W pierwszym przypadku ma wyglądać dużo schludniej niż zwykła, wyciągnięta na wierzch koszula; w drugim dać się wygodnie ułożyć za pasem.
Powinien wyglądać dobrze w wersji rozpiętej, niezależnie od ilości guzików - nawet w pełni otwartym “trybie letnim”! - z długością listwy dobraną tak, żeby stanowiła naturalną blokadę przed rozpięciem jednego guzika za dużo. ;)
Powinien też być skrojony tak, żeby dawać dużo luzu - i ze względu na komfort, i ze względu na estetykę - ale jednocześnie nie wyglądać przy tym na oversize.
Przemyślenia przetestowałem w praktyce - tak, tegoroczne popovery Poszetki to ich owoc, z którego jestem całkiem dumny!
Impulsem do ruszenia tematu było znalezienie trzech pięknych (i nieco szalonych!) japońskich tkanin w pasy - dwóch mieszanek bawełny i lnu oraz jednej bawełnianej kory – na etapie przygotowań do kolekcji wiosna/lato. Wiedzieliśmy, że chcemy je mieć; czuliśmy jednocześnie, że żaden z naszych ówczesnych krojów nie pasował do nich w pełni. Trzeba było stworzyć nowy, od podstaw.
Fundamentalna różnica kryje się w dopasowaniu - krój jest krótszy, szerszy i mniej wytaliowany – te popovery leżą zupełnie inaczej niż takie, które chciałem nosić dziesięć lat temu. A to tylko jedna z wielu zmian na lepsze.
Plisa jest stosunkowo krótka, więc z daleka widać, że to popover – nawet, gdy jest włożony w spodnie, noszony pod marynarką i widziany z daleka. Do tego, nawet jeśli w ogóle jej nie zapiąć, będzie układać się schludnie.
Kołnierzyk jest spiczasty i miękki, wyglądający nonszalancko, ale zdolny pozostać w pionie nawet pod sportową marynarką. Wnętrze listwy jest wykończone w taki sposób, że paski przechodzą na kołnierzyk, tworząc schludną, nieprzerwaną linię.
Dodano również bardzo wygodną funkcję – zapinaną na guziki kieszonkę na lewej stronie klatki piersiowej. Idealna do bezpiecznego przechowywania małego portfela, etui na AirPods lub drobnych w lecie.
To rzecz w sam raz na lato - do miasta i na plażę; w roli koszuli i luźnej tuniki. Jest absolutnie współczesna, ale delikatnie nawiązuje do historii.
Takim popoverem prędko się nie znudzę.