Zapisz na liście zakupowej
Stwórz nową listę zakupową
SuperBezpieczneTM zakupy
SuperFair.Shop badge

Najpierw obowiązki, potem przyjemności: pocztówka z Mediolanu

2024-07-16
Najpierw obowiązki, potem przyjemności: pocztówka z Mediolanu

W ubiegłym tygodniu odwiedziliśmy Mediolan - naszym celem były targi Milano Unica, ale biznesowa podróż stała się też pretekstem do wysłania Wam analogowej pocztówki z tego pięknego (i niezwykle gorącego latem, zaznaczmy) miasta.

Zgodnie z tytułem: najpierw obowiązki, potem przyjemności.

 


Zatem słowo o samych targach - Milano Unica to jedno z najważniejszych wydarzeń dla branży tekstylnej, o znaczeniu światowym; dla jej elegancko-męsko-modowego wycinka to prawdopodobnie wydarzenie najważniejsze ogółem. To do Mediolanu dwa razy w roku zjeżdżają się prawie wszyscy najważniejsi producenci tkanin, począwszy od wielkich tkalni, po mniejsze, rodzinne firmy.

Wystawcy zajmują aż cztery wielkie hale, przy czym jedna z nich interesuje nas zawsze najbardziej - ta, która praktycznie w całości poświęcona sekcjom Ideabiella (najlepsze tkaniny garniturowe z Włoch, Wielkiej Brytanii i Irlandii) oraz Shirt Avenue (koszulówki od topowych producentów). W pozostałych trzech spotkać można ciekawy miks producentów, oferujących najróżniejsze tkaniny (od mody damskiej, poprzez sportowe dzianiny, aż po ultranowoczesne tkaniny techniczne) i akcesoria; zawsze ciekawym dodatkiem są też wspierane przez narodowe organizacje promujące eksport sekcje Korea Observatory i Japan Observatory, w całości poświęcone producentom z tych państw.

 


Dla nas regularne odwiedziny na MU to najlepsza okazja do pielęgnowania istniejących relacji z producentami i nawiązywania nowych znajomości; przy takiej ilości stoisk zawsze można trafić na ukryte skarby, perełki i niespodzianki. Często zupełnie przypadkiem można trafić na coś, czego bezskutecznie szukało się od dawna - albo wręcz przeciwnie, na żywo przekonać się do pomysłu, do którego wcześniej podchodziło się z dystansem. Cokolwiek by nie mówić o rozwoju nowych technologii, telefonach, czatach i wideokonferencjach, w tej branży nic nie zastąpi spotkania na żywo, rozmowy twarzą w twarz i możliwości wzięcia w dłoń skrawka tkaniny czy odszytego z niej sampla.

Dni spędzone w Mediolanie to za każdym razem bardzo intensywny czas, wypełniony obowiązkami - kalendarz zapchany jest od rana do późnego popołudnia spotkaniami, na których do przejrzenia są tysiące próbników. Nie ma co ukrywać, to rzecz inspirująca, satysfakcjonująca i męcząca zarazem; po tak spędzonym dniu głowa aż paruje od wiedzy i pomysłów, a człowiek ma problem ze zmuszeniem siebie do myślenia o czymkolwiek innym niż wzory, tekstury i kolory.

Dopiero potem, wraz z nadejściem wieczoru, nastaje czas na przyjemności.

 


Tak szczerze mówiąc, to biorąc pod uwagę temperatury panujące na zewnątrz (w lipcu, we Włoszech!), zamknięcie się w środku dnia na kilka godzin w klimatyzowanej hali i doczekanie w takich warunkach do pory aperitivo to jedyny sposób na przetrwanie. Dopiero po 18 miasto staje się znośne, a upalny dzień przechodzi w przyjemny, długi i ciepły wieczór, zachęcający do spędzenia go na zewnątrz. To czas na nacieszenie się miastem, dobre jedzenie i chłodne napoje; okazja na małą integrację wewnątrz zespołu, wymianę spostrzeżeń na gorąco i wstępne porządkowanie pomysłów na kolejne sezony (aktualnie na jesień/zimę 2025) w głowach.

Cóż, w tym miejscu musimy jasno postawić granicę i powiedzieć, że nie będziemy więcej opowiadać o tym, co widzieliśmy na targach - pozwólcie, że wstrzymamy się z tym do czasu pokazania konkretów! - ale za to chętnie podzielimy się z Wami zdjęciowymi pamiątkami z reszty wyjazdu, czyli towarzyszących pracy pospiesznych poranków i powolnych wieczorów w Mediolanie.

To nasza analogowa pocztówka, utrwalona na kliszy Kodaka (Ultramax 400) przedpotowym radzieckim aparatem (Zenit 12XP) - w roli głównej Tomek, po drugiej stronie obiektywu Mateusz.

Zapraszamy!

 


Kronikarski porządek - najpierw śniadanie, pierwszego dnia. Jedzone w biegu, po włosku: espresso (tu doppio) przy barze i nadziewany kremem pistacjowym rogalik, na północy znany jako brioche, nie cornetto.*

*(tak, podobno Mediolańczycy też wiedzą, że brioszka to coś zupełnie innego - ale tradycja to tradycja, błędnych przyzwyczajeń tak łatwo nie zmienisz)

 


W dół, do metra, i w drogę - rano jeszcze dało wytrzymać się pod krawatem i w długich skarpetach… o ile w wagonie akurat działała klimatyzacja.
 

Jedno z niewielu zdjęć z wnętrza hal targowych - portret nad próbnikami. To, co konkretnie Tomek przeglądał, niech pozostanie poza kadrem.
 
 
Skupmy się na mieście - Mediolan, jak na Włochy przystało, ma wiele do zaoferowania. Zabytki klasy światowej czają się na każdym rogu: kościół, w którym wisi “Ostatnia wieczerza” Leonarda da Vinci, można minąć przypadkiem w drodze do hotelu, a przypadkowo napotkana brama potrafi wyglądać jak niezłe tło do sesji zdjęciowej lub filmu.
 

A co jeszcze, oprócz architektury i sztuki, kryje się szczególnego w Mediolanie?

Na pewno warto wspomnieć o fenomenalnej tradycji aperitivo, która jest tu równie ochoczo kultywowana przez turystów jak i lokalnych mieszkańców. Po pracy, jeszcze przed kolacją, tłumy zapełniają bary, a szklankom na stolikach towarzyszą miseczki i talerzyki z drobnymi przekąskami. To idealna okazja na spotkanie, pogawędki w luźnej atmosferze, przedwieczorny relaks.

Na dworze jeszcze jest gorąco; zmniejszony apetyt nie sprzyja wczesnej kolacji (tu pora posiłku przypada bliżej 21), na razie jeszcze wystarczą oliwki, czipsy i mikre kanapeczki. Przekąski towarzyszące napojom pozwalają nawet nie tyle zaspokoić pierwszy głód, co zaostrzyć apetyt na później.

 

Aha, warto dodać, że dziś, w postcovidowych i ponoć “kryzysowych” czasach, wielkość darmowych porcji wróciła do normy - jeszcze kilka lat temu aperitivo w niektórych barach niebezpiecznie zbliżało się formułą do bufetu “all you can eat”, w którym w cenie drinka można było się solidnie (choć niekoniecznie dobrze) najeść.

My drugiego wieczoru postawiliśmy na aperitivo piwne, przy szklance legendy wśród lokalnych piw kraftowych: Tipopilsa. To on w 1996 wyznaczył początek piwnej rewolucji we Włoszech, tworząc przy okazji nowy gatunek piwa, znany dziś jako Italian Pils (choć sam browar woli klasyfikować swoje piwo jako “timeless pils”).

Cóż, może i Włochy nie kojarzą się z piwem, ale i takie perełki się tu kryją; i poza targami można znaleźć niespodzianki.


Wracamy do rzeczy stereotypowo włoskich: Fiat 500 pod Milano Centrale, największym budynkiem dworcowym w Europie… a w tle remont.
 


I znów pod ziemię, do metra - tym razem linia M3, znana jako “linia żółta”, wybudowana na MŚ w piłce nożnej w 1990. Jeśli ktoś lubi postmodernizm, serdecznie polecamy wystrój peronów i korytarzy stacyjnych na tej linii!

Zupełnym przypadkiem Tomek wpasował się tu idealnie - intensywna żółć i blada zieleń to tu dominujące kolory otoczenia, doprawione szczyptą czerwieni, której akurat zabrakło w zestawie.

 

 
Prawdopodobnie najbardziej turystyczne miejsce - okolice Duomo - tuż po zachodzie słońca. To miasto potrafi być spektakularne; rozumiemy, skąd tłumy.
 

Kolejny dzień, kolejna porcja zabytków - tu budowle sprzed kilku wieków czające się za oknem nie dziwią nikogo, szybko można się przyzwyczaić.

Nie dziwi też brak zmian w naszej diecie śniadaniowej - menu było stałe, zmieniało się jedynie nadzienie rogalika i wielkość kawy.


Kolejny dzień, kolejna seria spotkań - a po nich jeszcze chwila na ostatni spacer po Mediolanie.
 

To popołudnie zakończyliśmy w wyjątkowym miejscu - odwiedziliśmy Bar Basso.

Niestety byliśmy za wcześnie, żeby załapać się na rozświetlony neon, który co wieczór rozświetla okolicę ciepłą czerwienią - ale zdążyliśmy w sam raz na (wczesne) aperitivo, ostatnie już na tym wyjeździe.

 


Musicie wiedzieć, że to nie byle bar - to miejsce z gatunku tych, do których wchodzi się jak do kapsuły czasu, do muzeum wręcz. Po staromodnych wnętrzach krążą kelnerzy ubrani w białe koszule, czarne kamizelki i muszki lub krawaty, meble wiekiem przewyższają klientów, a historia wymalowana jest na ścianach - w postaci żywych reliktów (jak aparat telefoniczny na monety) oraz licznych wycinków z prasy sprzed połowy wieku.
 

Bar Basso znany jest z tego, że tuż po wojnie, jako pierwsze takie miejsce w Mediolanie, otworzył się z tradycją aperitivo na ”zwykłych ludzi” i uczynił z niej bardziej egalitarną formę spędzania czasu (do tej pory zwyczaj ten związany był raczej z ekskluzywnymi hotelami) - od 1947 roku nieprzerwanie działając w tym samym miejscu, w oddaleniu od turystycznego centrum, wciąż w dużej mierze obsługując mieszkańców pobliskiej dzielnicy.

Mała rewolucja wydarzyła się tu już dwie dekady później, w 1967 roku, gdy za barem stanął Mirko Stochetto. Ten pochodzący z Wenecji barman, nauczony fachu w tamtejszym Harry’s Bar, postawił sobie za cel uczynić z tego miejsca prawdziwy “cocktail bar” w amerykańskim stylu - ponownie zaskarbiając sobie tym tytuł “pierwszego takiego” miejsca w Mediolanie. O ile do tej pory serwowano tu raczej wino, wermuty i bittery, tak Mirko wraz z ekipą postawili na szeroką kartę koktajli (serwowanych w wyjątkowym, sprowadzanym z Wenecji szkle), zdolnych zaspokoić każde podniebienie. Cóż, misja zdecydowanie się udała - od prawie 60 lat bar pozostaje w rękach rodziny Stochetti i wciąż ma się świetnie.


Dziś koktajli w karcie może być i pięćset, ale jeden z nich jest szczególnie ważny - będąc tutaj, nie można pominąć negroni sbagliato, “pomylonego” negroni, które powstało właśnie tutaj.

Legenda głosi, że to Mirko Stochetti przypadkiem “wynalazł” ten drink, chwytając z rozpędu za butelkę prosecco (zamiast ginu) podczas przyrządzania włoskiego klasyka - inną wersję przedstawia jednak jego syn, Maurizio, twierdząc, że koktajl ten, choć pomylony z nazwy, to jednak został wymyślony celowo, jako lżejsza, mniej alkoholowa alternatywa dla negroni.

Tak czy tak, spróbować warto - a naszym zdaniem gwieździe karty Bar Basso nie można odmówić nie tylko dobrego smaku, ale i odpowiedniej prezencji; do dziś negroni sbagliato serwuje się tutaj w spektakularnych, wysokich kielichach, z dużą ilością ręcznie rzeźbionych kostek lodu.

 


Koniec: jeszcze tylko podróż na lotnisko (męcząca), lot do domu (opóźniony) i powrót do rzeczywistości (nie taki znowu bolesny).

I to by było na tyle - choć w Mediolanie spędziliśmy niecałe trzy doby, to całe najbliższe kilka miesięcy będzie kręcić się wokół próbników i sampli zamówionych na targach… a już w lutym powtórka, kolejna edycja Milano Unica, już poświęcona wiosenno-letniej kolekcji 2026.

Do zobaczenia!

 

Pokaż więcej wpisów z Lipiec 2024
Zaufane Opinie IdoSell
4.90 / 5.00 5729 opinii
Zaufane Opinie IdoSell
2024-12-04
Jak zwykle wszystko profesjonalnie. Od A do Z! No i dostawa w sobotę!
2024-12-03
Super jakos
pixel