Zapisz na liście zakupowej
Stwórz nową listę zakupową

Krata Gun Club

2020-11-01
Krata Gun Club
Dziś, wbrew pozorom, nie o tweedzie! No, przynajmniej nie bezpośrednio, bo przy okazji mówienia o tym ikonicznym wzorze nie sposób tego tematu pominąć…

Tytułowa krata gun club - proszę, tylko nie “krata gun club check”, jak to niektórzy chcą ją nazywać (masło maślane) - z tweedem w końcu jest związana, ale nie nierozerwalnie.
 
Zanim jednak przejdziemy do genezy historycznej, która Wam to wytłumaczy, zaczniemy od krótkiego, syntetycznego opisu. Gun club to wzór, który:
a) jako bazę ma drobną, regularną kratę (o tym za moment więcej)
b) na to ma nałożoną inną kratę (lub chociaż regularną wariację kolorów)
c) składa się z co najmniej 3 kolorów.
 
Przyznaję, nie są to bardzo precyzyjne kryteria, ale sporą rolę odgrywa tu przyzwyczajenie do nazewnictwa i instynktowne rozpoznawanie, porównywanie z widzianymi wcześniej przykładami. Zdecydowanie łatwiej pokazać, niż wytłumaczyć!
 
 
Choć nie ma pełnej zgody co do tego, co było pierwsze, czy wzór na bazie kwadratowej kratki (Shepherd’s Check, po lewej), czy na bazie pepity (Houndstooth, po prawej), a także która jest tą prawdziwą, konsensus panuje co do tego, że krata, jaką znamy dzisiaj, pochodzi z północnej Szkocji. Większość źródeł utrzymuje także, że nazwa gun club została jej nadana już po drugiej stronie Atlantyku, gdy pod koniec XIX wieku jeden z klubów strzeleckich na wschodnim wybrzeżu zaadaptował ją na potrzeby stroju swoich członków. Podobno drobny, wielokolorowy wzór był całkiem niezłym kamuflażem - być może rzeczywiście tak było, ale nie wiemy dokładnie, co to były za kolory i w jakim otoczeniu były używane!
 
W każdym razie, dziś to te same cechy stanowią o sile tkanin tego typu.
 
 
Po pierwsze, drobna skala wzoru sprawia, że bazowymi kolorami zazwyczaj nie mogą być bure brązy czy zszarzałe zielenie, tak charakterystyczne dla wielu kraciastych tweedów. Aby zapewnić odpowiedni kontrast, na podstawowy kolor kraty gun club są często wybierane odcienie beżu (aż po krem!), jasnego brązu lub nawet ciepłej szarości.
 
Po drugie, ponad tło wybija się zwykle wątek w jakimś mocniejszym, żywym kolorze, spoza palety kolorów ziemi - pozornie niepasujący do niej, ale w praktyce spinający ją, odświeżający i wyostrzający cały wzór.
 
Po trzecie, kolorów łącznie jest tyle (i to bardzo rytmicznie, gęsto rozsianych), że… trochę jakby zlewały się w jeden. O co chodzi? A o to, że mnogość jest tak wielka, że się neutralizują - lub jak kto woli, występuje efekt synergii. Wszystkie razem łatwiej dopasować do czegoś, niż każdy z osobna, a im ich więcej, tym większy potencjał!
 
 
Właśnie dzięki tym trzem podstawowym kwestiom, krata gun club dziś pasuje do miejskiej dżungli co najmniej tak samo dobrze, jak kiedyś do łąk, wzgórz i wrzosowisk. Jest jak najbardziej współczesna, dopasowana do dzisiejszej garderoby. I choć jako tradycyjny tweed ma swój urok (np. ja osobiście bardzo lubię, choć do brytyjskiego stylu mi daleko), może być jeszcze bardziej uniwersalna, gdy… nim nie jest.
 
Zrozumieli to producenci, którzy zaczęli tkać także inne tkaniny w ten wzór. Najpierw mniej zgrzebne, ale wciąż ciężkie wełny, potem kaszmiry i lekkie flanele, aż w końcu letnie, przewiewne mieszanki lnu i innych włókien. Wersje zimowe, całoroczne i letnie. Czasem w kolorystyce bardziej tradycyjnej, czasem kompletnie zrewolucjonizowanej, opartej np. o odcienie niebieskiego.
 
Cóż, krata gun club w ostatnich latach stała się popularna na nowo, odzyskała świeżość i nic nie wskazuje na to, żeby miała w najbliższym czasie odpuścić. W tym roku taka propozycja ponownie trafiła do oferty Poszetki!
 
 
Po raz kolejny znalazła się odpowiednia tkanina, przy której można było zgodnie orzec to jest to. Tak powstała marynarka w kratę gun club z tkaniny od Loro Piana, która - mam nadzieję, że się ze mną zgodzicie - jest po prostu świetna. I uwaga, ważne - to nie tweed!
 
Choć ktoś mógłby dyskutować, czy to przypadkiem nie wada, ja w tym wypadku stanowczo odpowiem, że to zaleta. Choć jestem fanem tweedu (i dobrej kraty na nim), bardzo się cieszę, że dostępna jest marynarka z takim wzorem, ale uszyta z innej, ciut bardziej cywilizowanej tkaniny. To jest konkretna, solidna brytyjska wełna, ale bardziej miękka w chwycie, bardziej lejąca, bardziej odpowiednia do noszenia w ogrzewanych wnętrzach. Nie ma w niej tej surowości, nieokrzesanej “włochatości”, jest po prostu grzeczniejsza - ale też nie do przesady.
 
Wciąż tak samo dobrze będzie łączyć się z dżinsem (i surowym, i spranym) i grubą flanelą, ze swetrem i bez krawata. Gładsza faktura tkaniny nie odbiera jej ani uniwersalności, ani nieformalnych możliwości łączenia, pozwala za to na użycie w zestawach podchodzących nawet pod biznesowe - z ciemnymi spodniami, gładką koszulą i krawatem.
 
 
Kolory? Beż, granat i bordo chyba mówią same za siebie. Niewiele jest rzeczy, które nie będą pasować do najbardziej popularnych barw męskiej garderoby.
 
Mi osobiście po głowie chodzi wiele pomysłów na ogranie tej marynarki. Połączyłbym ją z koszulą OCBD w prążki i knitem, z kowbojską koszulą i dżinsami, z grubym golfem w ciemnym odcieniu granatu… Co tu dużo mówić, opcji jest sporo - przetestujcie sami, serdecznie polecam!
 
Na zakończenie dodam, że słowa “tweed” użyłem w tekście 6 razy. To chyba jednak całkiem dużo jak na tekst, który nie miał o nim być, prawda?
Pokaż więcej wpisów z Listopad 2020
pixel