Zapisz na liście zakupowej
Stwórz nową listę zakupową

Garnitur postpandemiczny

2022-05-31
Garnitur postpandemiczny

Mam wrażenie - zapewne słuszne - że większość artykułów na temat mody męskiej, na jakie się natykam, w jakiś sposób porusza temat “końca garnituru”, “śmierci dress code’u” oraz innych, makabrycznie brzmiących (w kontekście klasycznej męskiej elegancji) wydarzeń. Sporo w tym racji, ale… nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło!

  

 
Właściwie to nie będę nawet próbował polemizować z autorami tych opinii - po co, skoro mają rację? Tak, TAK, garnitur po prostu umiera. Powoli dogorywa, żegna się z nami i wycofuje z życia publicznego. Na ulicy widać go coraz rzadziej, a jeśli już, to raczej budzi zdziwienie i współczucie, nie szacunek i podziw.
 
 

Kontynuując metaforę starości - taki koniec musiał nadejść, nie wiedzieliśmy tylko, jak szybko. Nagłe pogorszenie stanu spowodowały choroby towarzyszące, tj. - nomen omen - pandemia COVID-19, która przyspieszyła już zachodzące wcześniej procesy. To co dla niektórych jest synonimem degeneracji i zła - athleisure, joggery, sneakersy - to wszystko było z nami wcześniej, ale w momencie, w którym praca przeniosła się do domu, spotkania do świata wirtualnego, a priorytetem stał się komfort, zaczęły upadać zdobywane przez casualową ofensywę ostatnie bastiony elegancji.

 

 

Czy powinniśmy być zdziwieni? Bynajmniej. Wiemy przecież z doświadczenia, że kryzysowe wydarzenia zawsze w jakimś stopniu zmieniają to, jak żyjemy, nie tylko w krótkim, ale i w długim okresie, na stałe. Pewne rzeczy dzieją się szybciej, niż przewidywano - vide e-commerce, tu przeskoczyliśmy wskaźniki adaptacji o jakieś 5 lat do przodu - inne natomiast wolniej, jak choćby trendy około-ekologiczne i odpowiedzialno-konsumpcyjne, zduszone przez obostrzenia i konieczność produkcji większej ilości odpadów w postaci np. środków higienicznych, opakowań wysyłkowych czy wszelkiej maści jednorazówek.

 

Pomimo często powtarzanego schematu dwa kroki w przód, jeden krok w tył, ogólny kierunek zmian wyznacza nam jedno: postęp. Czasem zrównoważony, czasem za wszelką cenę, ale jednak rozwój. Nie chciałbym tutaj dokonywać żadnego wartościowania, bo wierzę, że nie można się zmianom ani specjalnie opierać, ani przyjmować ich bezkrytycznie. Sam popieram umiarkowany sceptycyzm, nie będąc przy tym ani społecznym konserwatystą, ani tzw. early adopterem nowych trendów. Myślę, że taka postawa popłaca, nawet w naszej pięknej bańce osób zafascynowanych ładnymi ciuszkami, zwanymi też klasyczną męską elegancją.

 

Na szczęście nie wszystkie zjawiska, które zostają przez postęp wypchnięte z mainstreamu, całkiem zanikają - wiele z nich trafia po prostu na margines, gdzie odnajdują się na nowo i radzą sobie całkiem nieźle. Wypieranie to nie wymazywanie - o czym należy pamiętać - a zjawisko ma swoje niewątpliwe plusy, bo zazwyczaj faworyzuje jakość i pozwala bardziej ją docenić. To swego rodzaju rynkowy (modowy?) darwinizm - jeśli nie już ma miejsca

dla produktu w szerokim zakresie, to najpierw wymierają jego najsłabsze formy, najmniej atrakcyjne i najnudniejsze, mające najmniej fanów. Te najsilniejsze zostają i są w stanie dostosować się do nowych warunków.

 

 

Powiedziałbym, że to właśnie opisuje te branże, które kończą jako kierowane do hobbystów i/lub ludzi, którzy potrzebują ich tylko jako dobra luksusowego, nabywanego od czasu do czasu, czasem z potrzeby popisania się, a czasem dla zaspokojenia własnej fanaberii. Znów przywołując szerszy kontekst - wszystko wskazuje na to, że tak będzie i z samochodami (ruchy proekologiczne nie zabiją klasyków czy luksusowych SUVów - to pierwsze na szczęście, to drugie niestety - a tanie wozidła i samochody używane za bezcen), i z mięsem (ruchy prozwierzęce w pierwszej kolejności walczą z hodowlą przemysłową, a na dobrej jakości mięso z etycznej hodowli, jedzone w małych ilościach, jeszcze długo będzie miejsce). W sumie kto chce, ten dalej może - tylko czasem trzeba bardziej się postarać i zapłacić większą sumę, no ale jednak uzasadnioną cechami produktu. Nie będzie pewnie zaskoczeniem, jeśli powiem, że prawdopodobnie to samo stanie się z garniturami.

 

Przecież ten garnitur, który umiera jako zjawisko, którego malujemy jako starca na łożu śmierci, to garnitur przymusowy, garnitur nudny, garnitur korporacyjno-urzędniczy. Nie garnitur okazyjny, garnitur wysublimowany, garnitur - z braku lepszego określenia - piękny. Ten drugi, prawdę mówiąc, trzyma się całkiem dobrze i nie wygląda na to, żeby w najbliższej przyszłości jego pozycja miała być zagrożona.

 

 
Jego pozycja pozostanie silna tak długo, jak długo znajdą się chętni, by go nosić - a to nie skończy się szybko, mówię z pełnym przekonaniem. Nie mam tu na myśli jedynie hobbystów, fanów ubierania się w nazbyt elegancki sposób na co dzień, a raczej stawiam przede wszystkim na tych, którzy nadal potrzebują narzędzia, stroju do zadań specjalnych, czegoś, co sprawi, że będą mogli wyglądać jak najlepsza wersja siebie. Dopóki archetypem męskiej sylwetki będzie odwrócony trójkąt, a elegancji uniform składający się ze spodni i pasującej do nich góry, dopóty garnitur będzie pierwszym wyborem na ważne okazje. Żaden inny strój nie kształtuje tak sylwetki noszącego, żadna alternatywa nie jest tak osadzona w - przynajmniej naszej, zachodniej - kulturze jako równie poważna opcja
 
 

Powszechna deformalizacja i zepchnięcie garnituru do roli stroju nie-codziennego nie odebrały mu godności - to dobrze! Nawet jeszcze lepiej - dały mu wolność, rozluźniając ramy, w których musi się mieścić, uprościły nieco społeczny kontekst. Pozwoliły na to, żeby z pomocą garnituru - nie wierzę, że zaraz powiem tę banalną formułkę, ale wiecie, o co chodzi - móc wyrażać siebie. Ach, jakie to współczesne! Zaryzykowałbym stwierdzenie, że garnitur obecnie zmierza raczej w stronę bycia luźniejszą ideą, nie zamkniętą formą. Sęk w tym, żeby zachować szkielet 2- lub 3-częściowego kompletu, spójnego od strony koloru i tkaniny, bawiąc się przy tym konstrukcją, detalami i wzorami. Cel jest taki, żeby wykorzystać wszelkie zalety, pozbywając się przy tym wad i ograniczeń, zarówno w kwestii komfortu i stylistyki.

 

Skoro może być i wygodniej, i bardziej w guście noszącego, to dobrze, prawda? Tak - byle zachować dobry smak!

 

Oczywiście, dobry smak to szerokie pojęcie, można je jednak nieco streścić i określić jako dopasowanie do noszącego (do jego stylu, do jego urody, do jego poczucia estetyki) i do sytuacji. Mocno subiektywne, ale da się poddać ocenie.

 

Nie widzę natomiast powodu do narzekania na to, że garnitur nie wygląda już identycznie tak, jak wyglądał choćby 50 lat temu. Raz, że nie zdajemy sobie sprawy, jak bardzo szalone kreacje przewijały się przez cały XX wiek, a dwa, że to jak z narzekaniem na tę dzisiejszą młodzież. To, co jest teraz, wcale nie jest obiektywnie gorsze od tego, co było. Jest za to osadzone w specyficznym kontekście i trudne do zrozumienia, gdy patrzy się ze złej perspektywy.

 

Gwarantuję, że można równie dobrze prezentować się w czerwonym czy zielonym garniturze, co w szarym czy granatowym. Jestem w stanie wyobrazić sobie nawet różowy czy żółty garnitur, który też będzie wyglądać jak najbardziej na miejscu - kwestia tylko kto, jak i gdzie. Ba, nawet tak znienawidzona przez niektórych czerń jest dla ludzi, nie tylko dla księży czy żałobników (zamierzony żart językowy, bez urazy) - ale o tym innym razem,

bo pewnie jeszcze będzie lepsza okazja by pomówić o tym kolorze.

 

 
Podsumowując, są tylko opcje mniej lub bardziej uniwersalne - ale skoro liczba sytuacji, gdzie trzeba, zmniejsza się na korzyść liczby sytuacji, gdzie można, to… w sumie żaden problem! Więcej okazji ku temu, by w końcu ubrać się po swojemu. I na co dzień, i od święta - na miasto i na własne wesele. Kiedy chcesz.
 
Tylko pamiętaj - możesz wszystko, ale jednak warto choć trochę dopasować się do otoczenia. Bycie sobą nie oznacza stawiania swojego ubioru w centrum uwagi - szczególnie, jeśli obok Twojego garnituru ma akurat stanąć Panna Młoda!
 

pixel