Poszetka Worldwide
Hey there! We noticed that you want to access the Polish version of our store. Note that worldwide shipping is unavailable on the Polish version of the website. For purchases from abroad, you can only do it through the English website, which offers the following benefits.
- Free shippingacross the EU for orders over 80€, and to the UK, Switzerland, and Norway for orders over 120€.
- 30 days to return the productwithout providing a reason.
- Worldwide delivery.
Everyday Classic: z rozmyślań przy nadmorskiej kawie
Przy okazji naszej wycieczki do Jarosławca, przygotowując kolekcję Baltic Poszetka x Mr. Vintage, zrobiliśmy sobie chwilę przerwy na poranną kawę w cichym, pustym porcie rybackim. Szybki, nieco spontaniczny, przeciśnięty w plenerze AeroPress zaowocował momentem szczerej rozmowy o stylu, o kawie… no i przede wszystkim o życiu. Dokończyliśmy ją już po powrocie, znajdując pretekst do wyrwania się z codziennej rutyny i zebrania myśli w nieco bardziej zorganizowaną formę
Wyszło nam z tego coś więcej, niż tylko krótka rozmowa. Pamiętając jeszcze o ostatnich trudnych decyzjach, a już powoli ciesząc się nowym otwarciem, pomyśleliśmy o tym, co jest dla nas - osobiście i w ramach Poszetki - najważniejsze oraz o tym, czym właściwie jest dla nas filozofia Everyday Classic.
Mateusz Tryjanowski: Człowiek wyjdzie z kawy, a ta i tak go dogoni… Nie spodziewałem się, że akurat ten temat stanie się pretekstem do naszej rozmowy, a jednak!
Tomasz Godziek: Ona nigdy nie odpuszcza! Byłem off podczas weekendu, pojechałem w Tatry. Taki reset - jak wiesz, przy intensywności życia w Poszetce to kluczowe dla dbania o higienę psychiczną - oraz wspólna przygoda z synem (dla 14-latka są już inne wzorce). Moim obowiązkiem w ekipie (a jechaliśmy w czwórkę, kamperem, z przyjacielem i jego synem) były kiszonki oraz właśnie… kawa. :)
Są rzeczy ważne i ważniejsze, a chwila spokoju zdecydowanie zalicza się do tych drugich. Świeżo zmielona, przelana z rana kawa dodała nam pięknego kopa. A wiesz, smak w tych okolicznościach przyrody… nocleg w kamperze z widokiem na Gubałówkę. Życie jak w Madrycie!
M: Czyli teraz Twój pakiet podróżny to słoik z ogórkami, AeroPress, młynek i ziarna? Podziwiam! Mi już się odechciało wozić cały sprzęt ze sobą, więc na takich wyjazdach albo odpuszczam kawę całkiem, albo opijam znajomych - jak Ciebie ostatnio nad Bałtykiem.
W ogóle, bardzo miło wspominam ten poranek w porcie. Niby krótka chwila w natłoku pracy, a jednak szczególna. Morze poza sezonem, pustki dookoła, miłe towarzystwo, dobra kawa w ręku - dobrze czasem jest dodać sobie trochę magii do rzeczywistości.
T: Magii do rzeczywistości - jak Maggi do rosołu, Magee do kolekcji!
M: Dobra, nie uciekajmy myślami do przyszłej kolekcji, ten Donegal Tweed zostawmy, ale do ubrań (dziś) i do irlandzkich tkanin (przyszłej jesieni) jeszcze wrócimy.
T: Jest jeszcze taki temat osobisty, raczej nie na bloga, ale wtrącę: z tą kawą jest tak, że lubię szukać alternatywnych cieczy do picia (alternatywnych do piwa). Ona jest na szczycie, właśnie gdzieś tam (o zgrozo!) obok soku z kiszonek. Polecam.
M: O, w sumie wywołałeś dwa wątki, o które chciałem się Ciebie spytać.
Po pierwsze, a propos tej magii, przypomniała mi się kwestia górnolotnie brzmiącego „umiłowania codzienności”, o którym mi kiedyś opowiadałeś - wyjaśnisz proszę? Gdzie w tej radości z małych rzeczy kawa, czym jeszcze jest dla Ciebie na co dzień?
Po drugie, z bardziej prozaicznych spraw - skąd się u Ciebie to kawowe hobby wzięło, kiedy się zaczęło i jakim cudem doszło do momentu, w którym to Ty mi serwujesz kawę speciality rano, w porcie, w Jarosławcu?!
T: Zacznę od końca: pierwsza kawa to początek liceum. Inny timing, presja, obowiązek, pobudzenie. Piękne lata 90. ze średnią kawą, ale i dobrym ekspresem przelewowym. Później przestawiłem - skondensowałem! - moje upodobania do espresso z kawiarki (kultowe Bialetti, a jakże), dalej ciekawy romans z yerba mate. Finalnie, tuż po ostrokrzewiu, na bezkrólewiu, trafiłem na kawy speciality, najpierw od HAYBa. Zaczęło się smakowanie, mielenie, parzenie. Zakupy sprzętu i nieodłączny bidon na kawę, który teraz chodzi za mną wszędzie. W końcu zabieranie nawyków ze sobą; męski wypad nad Bałtyk, spanie na dziko, wchodzenie na Rysy = Godziek bierze kawę… i głośnik, ale o tym kiedy indziej!
Umiłowanie codzienności to natomiast w moim wypadku nauka uważności. Wiesz, w tym świecie nagłówków, elektryczności i mobilności, to zapomniana umiejętność. Właśnie kawa jest tym elementem, który mi towarzyszy i pomaga w kontemplacji - oglądaniu świata zewnętrznego. Sygnały dziecka, zmartwiony przechodzień, kopciuszek zwyczajny, który przylatuje i siada na parapecie - to są te momenty, przy których przeskakuje migawka w twoim aparacie (w głowie). Warto je uchwycić.
M: Czyli trochę ten modny mindfullness, ale inaczej nazwany - podoba mi się Twoja interpretacja. Uważność to przydatna umiejętność, nie trzeba przecież medytować, wystarczy chwila skupienia; nawet ciepła kawa może być pretekstem do rozmyślania zamiast bezmyślnego scrollowania social media, bodźcem, dzięki któremu do głowy przychodzą lepsze pomysły. Masz jakiś związany z tym codzienny rytuał, o stałych porach?
T: Wiesz, ja mógłbym powiedzieć, że ten modny mindfullness ma ponad 2000 lat i nazywa się wiara w Jezusa! Tak, to bardzo fajny koncept i masz rację, nie trzeba uciekać w medytację, dla mnie wystarczy tylko (i aż) zagłębić się w chrześcijaństwo - ale to chyba też poboczny wątek, choć dla mnie ważny. Faktem jest, że efektem mojego nawrócenia przed laty była uważność, wychodziłem na ulicę i widziałem więcej (biednych, bezdomnych, potrzebujących) niż wcześniej.
Co do rytuałów, uwielbiam poranną kawę i pracę w Poszetce samemu, jeszcze przed otwarciem. Od 9:00 mogę być skupiony i najbardziej produktywny - jednak to już jest praca operacyjna. Nagłe i niespodziewane pomysły przychodzą mi często do głowy podczas saunowania, to jest najbardziej twórczy czas!
M: Dobra, okoliczności i rytuały już mamy - to ja jeszcze odbiję w stronę sensoryki i przepytam Cię z ulubionej kawy. Jak już głębiej siedzisz w temacie, czym się kierujesz przy wyborze ziaren? Czego szukasz: konkretnego kraju pochodzenia, ciekawych smaków w profilu sensorycznym, ulubionej metody obróbki?
T: Co do moich wyborów, to często próbuję to, co akurat zamawiamy do Conceptu z HAYBa. Z klasyków zasmakował mi Sie Przelewa Kwiat i stale go wybieram, ale i Klasyk z tej serii powtarzam.
Zinnych kaw, które zrobiły na mnie ogromne wrażenie, to palarnia z Danii - Coffee Collective - i ich Peru washed. Nie pamiętam dokładnie, co to były za ziarna, ale były świetne.
M: Dobra, chyba czas zmienić temat, bo zaraz chyba będziemy musieli HAYBowi wystawić FV za reklamę, haha! Ale cóż zrobić - pod pochwałą serii Sie Przelewa mogę się podpisać, Coffee Collective to marka sama w sobie, a jak ktoś szuka jeszcze innych rekomendacji, to od siebie dołożę dwie opcje z Polski: Heresy i Good Coffee. Konsekwentnie wysoki poziom, dobry wybór ziaren, polecam.
Tak sobie jeszcze myślę, że nasi czytelnicy - i ja - chętnie usłyszymy Twój przepis na AeroPress, taki bez napinki. Podrzuć swoją propozycję, najwyżej skontruję!
T: Hehe, może oni też o nas dobrze mówią? Kto wie!
Co do przepisu, nie odliczam co do sekundy i nie mierzę kąta, pod którym mieszam AeroPress. Stosuję odwróconą metodę, po zamieszaniu parzę kawę ok. 40 sekund, przeciskam stałym ruchem, bez napinki.
Pytanie: co robić, jak nie ma się młynka? Miałem ostatnio taką sytuację, gdzie wyjątkowo nie mogłem go spakować. Zmieliłem kawę na 3 dni, porcje w osobnych woreczkach. Była to wyprawa na Rysy, spaliśmy w najwyżej położonym schronisku w Tatrach. Tamten AeroPress smakował najlepiej ever, choć chyba to był jakiś afront kawowy?
M: Wiesz co, na 3 dni to można sobie namielić naprzód bez stresu - jasne, coś tam pewnie straci na smaku, ale okoliczności przyrody i tak nadrobią, więc nie ma się co przejmować. Sprzęt to nie wszystko, jest jeszcze woda; można mielić najlepsze ziarna najlepszym młynkiem, a i tak na złej wodzie kawa wyjdzie zbyt gorzka… Albo odwrotnie, ze słabego sprzętu i średnich ziaren da się w sprzyjających warunkach wycisnąć zaskakująco pijalną kawę. Zmiennych jest tyle, że czasem trzeba dać już sobie spokój z ich analizowaniem.
Ja też już się wyleczyłem z bycia kawowym ortodoksem, za dużo różnych rzeczy piłem - i tych dobrych, i tych słabych - żebym miał ochotę za każdym razem taszczyć ze sobą cały sprzęt. Pogoń za perfekcyjną kawą i dbanie o najmniejszy szczegół psują całą zabawę i uczą szukania dziury w całym, zamiast cieszenia się rezultatem. Myślę, że to jak z ubraniami - w pewnym momencie przestajesz dbać o to, żeby zawsze wyglądać perfekcyjnie, żeby kant był ostry jak żyleta, żeby na butach było lustro. Kiedy odpuszczasz, nagle odkrywasz, że wyglądasz lepiej i bardziej naturalnie niż wcześniej.
T: Masz rację, można to samo przenieść na modę i ubrania. Co ciekawe, na początku byliśmy (razem z Asią) większymi modowymi ortodoksami, a z czasem i z biegiem życia Poszetki odkryliśmy ten nasz Everyday Classic. Modę na co dzień, zakorzenioną w klasyce, ale jednak wygodną i praktyczną, a co za tym idzie - pomiętą oraz bez lustra. Znasz nas i wiesz, jakie jest tempo w tej rodzinie. Trójka dzieci, pies, harmider - wygodne ciuchy to kwestia przetrwania w tej miejskiej dżungli!
M: Czyli co - wychodzi na to, że nasze dzisiejsze rozmyślania możemy wpakować pod parasol filozofii Everyday Classic? Cały ten luz, ale i uważność; dobry smak, ale brak napinki; codzienność, ale ze szczyptą magii?
T: Na to wygląda - to pojemne i uniwersalne pojęcie, bardzo je lubię!
Na marginesie, pamiętam ten moment, jak lata temu zobaczyłem na sesji zdjęciowej pewnej znanej firmy modowej ubrudzone buty, który zmieniły moje życie - niby powinno to psuć wrażenie, a strasznie mi się podobało. To wtedy zaczęły się rozkminy o Everyday Classic, myśl ewoluowała… a jak jest dzisiaj, dobrze wiecie.
M: No dobrze Tomku, to naturalnie podsumowaliśmy sobie nasze dzisiejsze rozważania. Miała być niezobowiązująca rozmowa przy kawie, a jest całkiem niezłe streszczenie Poszetkowej filozofii - wyczerpaliśmy temat, haha, dzięki!
T: Dzięki, do zobaczenia!