Trzy blezery
Choć na pierwszy rzut oka może się wydawać, że w obecnej ofercie Poszetki nie ma żadnego blezera, to po dokładniejszej analizie można znaleźć ich aż… trzy.
Autor: Mateusz Tryjanowski
To stwierdzenie jest jedynie delikatnie naciągane - bo choć nie są to blezery per se, to idea stojąca za nimi jest podobna do pierwowzoru. Nie ma w tej kolekcji złotych guzików, uniwersyteckich naszywek i zupełnie gładkich, granatowych tkanin, ale jest coś równie ważnego, a niematerialnego - zabójcza uniwersalność i możliwość łączenia z rzeczami pochodzącymi z różnych szczebli formalności.

Choć kiedyś termin blezer był dużo bardziej ścisły, dziś zwykło tak się mówić na praktycznie każdą uniwersalną, granatową marynarkę, która nie jest sierotą od garnituru i została uszyta z niespecjalnie błyszczącej tkaniny. Teraz prawdziwy blezer to po prostu marynarka, która równie na miejscu będzie wyglądać z szarymi flanelowymi spodniami w kant, beżowymi chino, militarnymi zieleniami i spranymi dżinsami - z praktycznie dowolnymi dodatkami i butami. Szwajcarski scyzoryk szafy każdego mężczyzny. Podobno.
Może i zabrzmi to szalenie, ale skoro jednak definicje rozluźniają się na tyle, że z oryginału został właściwie tylko kolor, to czemu by nie pójść jeszcze dalej i go też warunkowo odpuścić?
Tytułowe trzy blezery to marynarki, z których żadna nie jest stricte granatowa - choć dwie mają z tym kolorem sporo wspólnego, a jedna praktycznie wcale. Czas ujawnić, o które ubrania z kolekcji dokładnie nam chodzi!
Po pierwsze, brązowa tweedowa marynarka. Dlaczego? Bo to fundament zimowej garderoby. Ciężko o bardziej uniwersalną opcję na tę porę roku - grzeje, ale nie za bardzo, układa się wyśmienicie na sylwetce dzięki konkretnej (ale nie za dużej) gramaturze materiału i pasuje do praktycznie wszystkiego. Biała koszula, szare flanelowe spodnie i krawat na biznesowe spotkanie? Wyśmienicie. Beżowe chino, OCBD w prążki i knit? Klimaty Ivy League, proszę bardzo. Golf? Cienki czy gruby, granatowy, szary lub jeszcze inny, obojętnie. Dżinsy? Z ciemnymi brąz gra zdecydowanie lepiej niż granat, z jasnymi co najmniej równie dobrze.
Ta marynarka w klimaty zarezerwowane zwykle dla klasycznego blezera wpisuje się bez najmniejszego problemu. Fakt, że tweed, z którego ją odszyto, to znacznie bardziej miękki lambswool (a nie klasyczny, gryzący szetland) dodatkowo pomaga wpisać się jej w bardziej miejską i współczesną konwencję. Dla nas to zdecydowany faworyt na zimniejsze pory roku.
Drugą propozycję dedykujemy tym, którzy mają jednak słabość do granatu. To propozycja osadzona w klasyce, ale z mocnym twistem - granatowa marynarka z Donegal Tweedu. Choć bazowy kolor się zgadza, cała reszta detali tkaniny jest prawie że zupełnym przeciwieństwem tego, co jest kojarzone z klasycznym blezerem. Zamiast jednolitego odcienia, mamy tutaj mozaikę włókien w różnych kolorach, z wyraźnym, czerwonym nakrapianiem, tak charakterystycznym dla donegalu. Powierzchnia jest też znacznie bardziej chropowata, a materiał grubszy i bardziej mięsisty. W tym przypadku nawet laik rozpozna, że ma przed sobą marynarkę mniej formalną. Znacznie bliżej jej do stereotypu “tweedowej marynarki” niż “granatowej marynarki”, po prostu.
To nie odbiera jej uniwersalności - jak najbardziej będzie pasować do zestawów koordynowanych z szarymi spodniami, podchodzących pod tzw. “menswear uniform” (granatowa góra, szary dół), do kolorowych chino i sztruksów, do niektórych dżinsów. Gładkiego blezera może i nie zastąpi jeden-do-jednego, ale dla tych, którzy poszukują jakiejś ciekawszej opcji, może okazać się nawet bardziej atrakcyjną i przydatną alternatywą. Dla pozostałych - sprawdzi się świetnie jako uzupełnienie kolekcji klasyków.
Czas na ostatnią, najbardziej oryginalną propozycję, która najbardziej odbiega od definicji tego, czym jest blezer, nawet uwspółcześniony. To nawet nie jest marynarka - to safari! Jeden z naszych modeli, ten odszyty z granatowego tweedu w jodełkę, sprawdza się jednak w tej roli doskonale. To casualowy blezer na dzisiejsze czasy, dostosowany do gwałtownie każułalizującego i deformalizującego się świata. Dlaczego miałby do tej roli nie pasować?
Choć może i nie jest to stricte klasyczny odcień granatu, kolor jest niesamowicie uniwersalny i może posłużyć za tło do wielu innych, kolorowych dodatków. Formalność, choć niższa niż w przypadku dwóch wymienionych wyżej propozycji, jest wystarczająca, by pasować do krawata, a jednocześnie na tyle niska, żeby w jesienny dzień funkcjonować jako po prostu narzucone na siebie okrycie wierzchnie. Taką kurtkę safari, a’la blezer, możemy założyć i do biura, w którym obowiązuje luźniejszy dress code, i na weekendowy spacer. Czy to nie takiej uniwersalności oczekujemy obecnie od ubrań?

Podsumowując, choć nie zobaczyliście dzisiaj ani jednego blezera w sensie dosłownym, poznaliście trzy inne, dość różniące się od siebie propozycje. Każda z nich może go na swój sposób skutecznie zastąpić, a w zależności od potrzeb - nawet z nawiązką!
Zachęcamy do wyjścia poza ramy klasyki. Jeśli masz jeszcze innego, swojego kandydata na idealny blezer-nie-blezer, noś go z przyjemnością i nie przyjmuj za pewnik, że gładka, granatowa marynarka jest zawsze najlepszym rozwiązaniem... a przynajmniej nie dla każdego.